Słowa są po to, by opisywały
rzeczywistość. Nieodłącznym elementem rzeczywistości są emocje. Strata i żal
po stracie. Zdrada i ból rozstania. Śmierć i pustka w duszy.
Rozdarte serce zszywam wytrwale i z pietyzmem, zwłaszcza jego poszarpane
brzegi. Pustka będzie, bo jest wynikiem matematycznej logiki. Jeśli odejmiesz
od jakiejkolwiek liczby jedność, otrzymasz zawsze liczbę mniejszą.
Czas leczy rany, a przynajmniej
uzdrawia. Ból powoli znika i pozwala dostrzec radość. Noszę w sercu
tych i to, co kocham. Noszę wszędzie gdzie jestem i z kim jestem. Mam
TO w sercu, bez względu na to, co robię w danej chwili. To dlatego
mogę, o tym, co mam w sercu, mówić.
Zdarza się, że chcę milczeć, a nawet
uronić łzę. To znak, że moje serce zalewa smutek. Smutek jest jak fala.
Przypomnij
sobie, jak to jest, kiedy stoisz bosą stopą na piaszczystym brzegu morza.
Gdzieś z daleka nadciąga kolejna fala i zalewa Twoje stopy. Jakież to
wrażenie, gdy powolutku zapadasz się w nasiąknięty wodą piasek? Przyjemne,
dopóki świeci słońce, morze szemrze i w każdej chwili możesz zawrócić i wyjść
na ląd.
Wyobraź sobie morską falę tak
ogromną, że przelewa się nad Tobą, przed Tobą, rozbija się o Ciebie, ale w żaden
sposób nie możesz jej zatrzymać. Nie walcz z nią. Nie możesz odeprzeć
nacierającej wody.
Walka z czymkolwiek lub z kimkolwiek
przynosi zmęczenie, wyczerpanie, cierpienie. Podobnie jest ze smutkiem. Jeśli
nosisz go w sercu, to ciągle drażnisz poszarpane rany. Jego rozmiar powiększa się z nadejściem kolejnej fali.
Nie stłumisz smutku, nie
zgnieciesz, nie pokonasz. Możesz dać się ponieść fali. Może zdarzyło Ci się
obserwować fragment kory drzewa albo jakiś inny przedmiot targany przez fale.
Są chwile, gdy fala rzuca ten przedmiot w dół, wciąga pod powierzchnię
wody, niemal zakopuje w piasku, by w kolejnej chwili wydobyć znów na powierzchnię i ponieść
w głąb morza. Można potem obserwować jak ten przedmiot spokojnie dryfuje w pełnym
słońcu, dopóki któraś fala nie porwie go znów, by w końcu wyrzucić na brzeg.
Można podobnie przeżywać smutek.
Nie warto walczyć, gdy Cię zalewa niespodziewanie. Lepiej zamienić go w słowa.
Jest sztorm na morzu. Pojawił się
nieoczekiwanie. Kąpiesz się w ciepłym morzu i nawet nie zauważasz
zbliżającej się fali. Targa Tobą, by w końcu wyrzucić na brzeg. Jesteś
zmęczony, obolały, brak Ci tchu. Przerażenie miesza się z radością. Udała
Ci się współpraca z żywiołem.
Kiedy emocje są jak fale podczas
sztormu, umysł płata nam rozmaite figle. Czasem czujemy się jakbyśmy znajdowali
się w jakimś czasoprzestrzennym tunelu. Nie rozumiemy, o czym mówią
do nas inni. Rozmowa nie klei się.
Bezmyślnie gapię się przez okno
lub w resztkę kawy na dnie filiżanki. Nie przeszkadzamy sobie nawzajem.
Bez żadnych ograniczeń umiemy już – my ludzie – pozwolić, by dla każdego z nas
chwila wspomnień z rozdartego serca była nią po prostu.
Ból jest bólem. Ból jest jak
ogień, co pali od środka. Ból jest jak miecz, co tnie i niszczy wszystko, co znajduje się w polu jego rażenia. Jeśli zagasisz ból, będzie Cię i tak nękał nowymi pożarami.
Pukał codziennie do Twoich drzwi. Budził się w Tobie na nowo w nieoczekiwanych
sytuacjach i próbował kierować Twoim życiem.
Nie ignoruj go. Pokaż go światu.
Nazwij go. To właśnie do prowadzenia rozmów o emocjach potrzebne jest środowisko i atmosfera,
w której możesz czuć się na tyle swobodnie, by mówić o tym, co
czujesz. Nie ma znaczenia, czy to jest radość, czy smutek, czy gniew, czy zły
nastrój. Pozwól, by inni poznali to, co przeżywasz. To część Twojej rzeczywistości.
Nie unieważniaj swoich uczuć, bo
unieważniasz też siebie. Złość, gniew, smutek to uczucia, a w uczuciach
nie ma nic złego. Dopiero od tego, co z nimi zrobisz, zależy, czy one Ci
się przysłużą, czy Ci zaszkodzą. Jesteś zagniewany – przyznaj się do tego – sam
przed sobą. Chcesz żyć w tym gniewie, smutku? Może jednak lepiej się od
tego uwolnić?
Ciężar smutku jest wprost
proporcjonalny do ciężaru miłości, jaką darzyłeś obiekt, który uruchomił
smutek. Nie ma znaczenia, czy strata ma związek z rzeczą, miejscem, zdrowiem, czy kochanym Człowiekiem. Dla smutku nie istotne jest, czy strata jest bezpowrotna.
„Mój ból nie osiągnął jeszcze dna, na którym mógłbym się oprzeć. Nie miałem jeszcze pod stopami punktu, od którego mógłbym rozpocząć moją wspinaczkę z powrotem ku górze. To prawda, że wiara stanowi pewną kotwicę. Jednak to był wciąż czas, gdy łańcuch kotwiczny jeszcze się rozwijał, nie osiągnąwszy gruntu. Musiałem pozwolić temu czasowi, by na razie był tym, czym miał być” – Gregory Floyd.
Zamieniać emocje w słowa,
„wygadywać” z siebie emocje, to dbałość o zachowanie równowagi pomiędzy
cierpieniem a nadzieją na zdrowe życie. Nadzieja, to oczekiwanie, że
potrzeby i pragnienia zostaną zaspokojone. Kiedy mówisz o emocjach,
możesz coś z nimi zrobić, gdy chowasz je w sobie i tłumisz,
powstają problemy. Doświadczasz ciężaru, osamotnienia, smutku, zaburzeń
związanych z jedzeniem, snem i odnoszeniem się do innych. Jesteś
wyczerpany fizycznie i psychicznie. To nie znaczy, że nie ma nadziei,
oznacza to, że jest się pogrążonym w smutku i tak jak naciśnięcie
klaksonu nie sprawi, że samochód pojedzie szybciej, tak jednorazowa rozmowa nie
sprawi, że problem zniknie. Pewne jest, że nadzieja dotyczy przyszłości. Smutek jest w teraźniejszości.
Po Twojej stronie jest aktywność.
Ból słabnie. Przerażenie
ustępuje. Smutek rozrzedza się. Serce przestaje krwawić. Pojawia się akceptacja
tego, co się zdarzyło. Mądrzejszy, bogatszy, smutniejszy idziesz realizować
Człowieczy los i starasz się, by dla każdego z nas
chwila wspomnień z rozdartego serca była nią po prostu.