środa, 30 września 2015

Miłość jest równie życiodajna jak kalorie








Cztery przymioty miłości: Miłość jest cicha. Miłość jest dumna. Miłość jest bezinteresowna. Miłość wie, jak mądrze używać trzech poprzednich. To trudne?

Miłość zarezerwowana jest dla małżeństwa i rodzicielstwa. Istnieje też po za tymi intymnymi związkami. Miłość kryje się w tekstach przebojów, w kadrach filmów, na stronach powieści. Z sukcesem wykorzystuje ją reklama. Dlaczego? Pragniemy miłości. Ona nas przyciąga.

Podstawowe ludzkie pragnienia to serdeczność i bliskość. Czy ktoś Cię dzisiaj przytulił? A wczoraj? A kiedyś, dawniej, w dzieciństwie?
Wiele badań potwierdza fakt, że miłość jest równie życiodajna jak kalorie” (Benjamin Spock). Brak uczuć, czułości, podobnie jak brak pożywienia prowadzi do zaburzeń, a w końcu do śmierci. Emocjonalni kalecy pozbawieni są zdolności do przyjmowania miłości i obdzielania nią - Jak dać coś, czego się nie posiada, albo nie wie się, co to jest?

Czasem wystarczy zaakceptować siebie, docenić swoje talenty. Nie ma potrzeby ciągle rywalizować i wchodzić w stan współzawodnictwa. Akceptując siebie, mogę zaakceptować innych, takimi jacy są.

Kiedy dwie osoby spotykają się, każda z nich wnosi w relację swoje niepowtarzalne doświadczenie, wychowanie, kulturę, styl komunikowania się. Jeżeli nie jesteś w stanie rozumieć siebie, nie zrozumiesz też drugiej osoby. Jeśli nie zauważasz swoich potrzeb, myśli, emocji, jak możesz dostrzec je w drugiej osobie?

Jeżeli ludzie żyją blisko siebie, zaczną ujawniać się różnice pomiędzy nimi. Jeśli te, nie zostaną omówione, wkrótce staną się zarzewiem konfliktów. 
Komunikowanie się, rozmowa o podobieństwach i różnicach to, w pewnym sensie, dawanie siebie. Jeśli zaczynają się nierówności, jedna osoba odmawia komunikowania się nie daje siebie pojawia się gniew, poczucie odrzucenia, obcość.

Wiele osób, może nawet większość, myli komunikowanie się z mówieniem (bleblaniem). 
Daj ucho każdemu, lecz głos nielicznym (William Szekspir) 
Słuchanie jest najtrudniejszym elementem komunikacji. Słuchanie słów i słyszenie treści to dwie różne rzeczy. Człowiek może słuchać z nastawieniem na fakty, dane, szczegóły, które mu są potrzebne dla realizacji własnych celów, nie troszcząc się o rozmówcę. Można słuchać z obowiązku, zawodowego nawyku lub prostej grzeczności. Można słuchać z ciekawości, nie ma to jednak nic wspólnego z szacunkiem i troską o drugiego człowieka.

Jednym z coraz częściej identyfikowanych nawyków jest całkowite poświęcenie swojej uwagi urządzeniom typu telefon komórkowy, iPod, tablet, komputer, w sytuacji, gdy są z nami inni. Często realizujemy ten nawyk podczas posiłków, zapominając, że wspólnota stołu to wspaniałe miejsce i czas na rozmowę. Odmienne style komunikacji to dopiero siła i skuteczność w odkrywaniu świata. Czemu tych sił nie łączymy?
Wiem, że uważasz, że rozumiesz to, co sądzisz, że ja powiedziałam. Ale nie jestem pewna, czy zdajesz sobie sprawę, że to co usłyszałeś nie jest tym, co ja miałam na myśli.

Jeśli czuję, że ktoś nie che mnie zrozumieć, moje poczucie własnej wartości zaczyna słabnąć. Nie musisz zgadzać się z tym co mówię, wystarczy, że rozumiesz. 
Poziom wzajemnej komunikacji określa szacunek dla siebie nawzajem. Rozmawiamy nie tylko o tym, co myślimy, lecz także o tym, co czujemy. Jeśli w relacjach nie wyrażamy uczuć, nie ma co marzyć o zaufaniu, czy intymności. 
Dzielenie się uczuciami to nie słabość – to odwaga. Jeśli powiem Ci, że to co zrobiłeś wzbudza we mnie gniew, a ja nie chcę się na Ciebie złościć, to może pomożesz mi zrozumieć moje uczucia. Druga osoba zwykle nie wie, co myśli, czuje i chce zrobić ta pierwsza. Jak zatem ma zaspokoić potrzeby, spełnić marzenia, pierwszej, skoro ta o niczym nie mówi? 
Każdy musi mówić – dawać siebie. To konieczne w relacji. Czytanie cudzych myśli się nie sprawdza. Jeśli ktoś robi coś, co rani Twoje uczucia, powiedz mu o tym. Masz prawo do szacunku, do miłości. Inni też mają - mów im o swoich uczuciach. Miłość jest równie życiodajna jak kalorie.




poniedziałek, 21 września 2015

Okno na świat można zasłonić gazetą




Inni w potrzebie. Co do nich czuję? Współczucie, czasem ekscytację. Czasem złość. Zdarzyło mi się, że odwróciłam głowę w odruchu obrzydzenia czy niechęci w sytuacji, gdy nagle stanęłam oko w oko z mocno zaniedbanym, w sferze codziennej higieny, osobnikiem. Być może to był bezdomny, który wybrał taki właśnie sposób na życie. Nie wiem. Wiem, że powietrze wokół niego było gęste od smrodu.

Prawie każdy może stać się osobą bezdomną. Wystarczą trzy doby życia na ulicy, aby człowiek brzydko pachniał i budził niechęć otoczenia. Wyjście z bezdomności mogłoby być możliwe w oparciu o zorganizowaną, racjonalną, instytucjonalną pomoc. To jednak nie wystarczy
najlepiej zorganizowana pomoc instytucjonalna, bez merytorycznie przygotowanych pracowników socjalnych, jest rozwiązaniem doraźnym, bez wpływu na wyraźną zmianę sytuacji osoby bezdomnej. W określeniu "merytorycznie przygotowani" mieszczą się jeszcze: uczciwi, prawi, inteligentni, współczujący. No i trzeci, najważniejszy element sam bezdomny. On też powinien chcieć zmiany. Inaczej mówiąc, pomoc to długi, trudny proces, wymagający od wielu osób wysiłku. Od nas, ludzi, zależy, czy komuś pomożemy, czy będziemy pseudopomagać.

Zdarza mi się, że podejmuję jakieś działania – wysyłam esemesa, udostępniam czyjś wpis zawierający prośbę o pomoc, biorę udział w aukcji charytatywnej, wysyłam jakąś kwotę na konto organizacji humanitarnej. Pomagam ... z daleka. Jakąś chwilę w ciągu dnia zastanawiam się nad beznadziejną egzystencją ludzi cierpiących, nad pochodzeniem nieuleczalnych chorób przykuwających ludzi do łóżek, nad sytuacją ich bliskich, zwłaszcza rodziców, dzieci. Na koniec przychodzi magiczne myślenie: 
Na szczęście mnie to nie dotyczy.

Kiedy widzimy cierpiącego na wyciągnięcie ręki, możemy go dotknąć, poczuć, porozmawiać i ewentualnie podjąć jakieś działania, by mu pomóc. Mamy takie prawo. Nie często z tego prawa korzystamy. Częściej liczymy na to, że zareagują inni, a może służby pomocowe, pogotowie, policja. W końcu to nie nasza sprawa, przecież nami też nikt się nie przejmuje, nikt nam nie pomaga.

Z cierpieniem innych zapoznaje nas również świat mediów. Zwykle jest ktoś, kto te cierpienia komentuje. Znawcy tematu przybliżają i interpretują zjawisko, zgodnie z kierunkiem swojego wykształcenia lub wiedzy, lub poglądów, lub potrzeb. Dość często jest to potrzeba zwrócenia uwagi na jakiś jeden aspekt sprawy, ważny głównie z punktu widzenia komentującego eksperta. Czasem temat jest tak długo wałkowany, że nie mamy ochoty w tym wszystkim uczestniczyć.

Uświadomiłam sobie, że moją uwagę coraz częściej przykuwają informacje o katastrofach, zdarzeniach związanych ze śmiercią, ludzką tragedią, epidemią niosącą śmiertelne plony. Czyżby kiedyś, dawniej: 10, 20, 30 lat temu nic  takiego
się na świecie nie działo?

Jest jeszcze jedna rzecz, która budzi moje zdziwienie. Komentarze innych mnie rażą, zasmucają, zaskakują, a nawet oburzają. Wiele osób wykazuje obojętność wobec cierpienia innych, powstrzymując się za wszelką cenę od poznania zjawiska, stosuje opisywaną już przeze mnie postawę:
Nie znam się, ale się wypowiem.

Być może to reakcja obronna? - tak właśnie działa mózg, chroniąc człowieka przed zalewem strasznych informacji, obrazów, myśli. Ten stan kojarzy mi się z funkcjonowaniem psychopaty pozbawionego zdolności odczuwania ludzkich uczuć. By zapobiec takiemu skrajnemu znieczuleniu, wiele osób wybiera postawę chowania głowy w piasek – nie widzę, nie słyszę, nie muszę zaprzątać sobie tym głowy. Być może, unikają wówczas uczucia bezradności, przytłoczenia ogromem zła tego świata. 
Okno na świat można zasłonić gazetą (Stanisław Lec).

Z pewnością reakcja na krzywdę innych zależy od wrażliwości. Jedni przeżywają, rozpaczają, dramatyzują a inni działają i mówią, nawet czasem o uczuciach. Niektórzy dzielą się swoimi refleksjami a inni przeżuwają cierpienie w skrytości ducha i żaden gest wobec bliźniego, żadne dobre słowo nie stanie się ich autorstwa.

Jeszcze jeden aspekt chcę poruszyć. Na co dzień ludzie dość rzadko publicznie wyrażają swoje poglądy, refleksje na temat swojego życia, na temat swojego cierpienia. Nie lubimy, a nawet unikamy rozmów o chorobach, utracie bliskich, porażkach, doznanej albo wyrażonej agresji, własnej brzydocie, bólu, smrodzie. Nie chcemy temu poświęcać uwagi. Może dlatego, kiedy cudze cierpienie zaczyna stawać się realne, może zacząć dziać się obok nas, może stanowić siedlisko chorób, dotyczyć osób o innej kulturze, wyznawców innej wiary
narasta w nas lęk o nas samych:
Jak zmieni się nasze życie? Czy coś nam grozi?

Pomoc innym, podanie komuś ręki, zaproszenie kogoś do wspólnego życia wymaga ogromnej odwagi. Trzeba przezwyciężyć lęk, czasem odruch obrzydzenia, obcowanie z nieznanym. Właśnie
obcowanie z nieznanym.

Nie wszystko, co nieznane, jest złe. Przed złem można się bronić. Odkąd świat światem byli tacy, którzy uprowadzali, torturowali, gwałcili, manipulowali, zabijali. Oprócz sprawców, były też ofiary i świadkowie – wszyscy w mniejszym lub większym zakresie czyniący zło. Czynienie zła może wynikać z zaburzeń psychicznych, kiedy sprawca nie ma świadomości swoich czynów, ale też często jest konsekwencją aktualnej sytuacji życiowej. Kontekst sytuacyjny nie zwalnia nikogo, kto czyni zło, od odpowiedzialności, ale może mieć wpływ na złagodzenie reperkusji.

Nie reagowanie na zło, czynione innym, może wynikać z przeciążenia, wycieńczenia, znieczulenia wywołanego koniecznością codziennego borykania się ze swoimi problemami. Może niektórym ludziom brakuje odwagi, wiary w to, że są w stanie nadal wieść swoje życie, mimo zmieniającej się rzeczywistości?

Źródłem, zła są najczęściej działania ludzi o osobowości antyspołecznej. Tym głównie chodzi o to, żeby być w centrum uwagi. Wiedza nie jest im potrzebna. Nic nie jest dla nich trudne. Często nie przeczytali żadnego podręcznika. Nie musieli tego robić, bo mają asystentów, specjalistów w różnym zakresie – tych zazwyczaj nie charakteryzuje osobowość antyspołeczna. Jednak czasem dużo czasu im zajmuje, by zrozumieć na czyją rzecz działają. W jaki zatem sposób, ludzie czyniący zło wzbudzają zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i sympatię innych?

Człowiek to istota społeczna – taki tytuł nosi też jeden z najlepszych podręczników psychologii społecznej. Autor, Elliot Aronson, omawia wpływ, jaki wywierają ludzie na poglądy i zachowania innych, między innymi środki masowego przekazu i propaganda, stereotypy i uprzedzenia.

Człowiek to też stadne zwierzę. Zdarza się, że ślepo podąża za przywódcą. Wykorzystują to zjawisko psychopaci, dyktatorzy, fanatycy religijni, różnego pokroju gwiazdy i liderzy. Czy człowiek ma wolną wolę? Są teorie, które to potwierdzają i które temu przeczą. Jedna z nich dowodzi, że nasze działania zależą od tego, czy w naszym mózgu uruchomiony został układ nagrody czy kary. Według tej teorii wolnej woli nie ma. Nagroda każe nam czynić tak dalej, kara hamuje działania.

Nagroda to endorfiny, produkowane w mózgu. Dostarczamy ich sobie, gdy się śmiejemy, uprawiamy sport, zjadamy coś słodkiego albo pikantnego, jesteśmy zakochani lub też zażywając niektóre leki i środki zmieniające świadomość. To endorfiny wprowadzają nas w stan euforii i zmniejszają odczuwanie bólu. A zatem wolna wola, czy chemia mózgu?

Trudno mówić o wolnej woli, gdy trawi nas depresja, towarzyszą nam stany lękowe, demencja, uzależnienia albo też stany, których nie definiujemy jako chorobowe: zakochanie, podziw, ekstaza religijna. Czy umiemy rozpoznać kiedy kończy się entuzjazm a zaczyna zaślepienie? Czasem zadajemy sobie pytania, jak inteligentny człowiek z mocną psychiką padł ofiarą intryg antyspołecznych egoistów? Zabrakło mu sceptycyzmu? Jak rozpoznać i jak zachować się, gdy próbuje nas omamić lider, którego jedynym celem jest jego własny dobrostan?

Każdy człowiek ma prawo do niezakłóconego niczym procesu myślenia i każdy człowiek powinien dążyć do tego, by pozwolić innym na, niczym niezakłócony, proces myślenia. Pytanie, czy umiemy korzystać z należnych nam praw? Czy mamy dość wiedzy i w ogóle  zasoby, by uporać się z dylematami moralnymi i etycznymi?

I jeszcze kilka słów o godności człowieka. Godność człowieka jest przyrodzona – wynika z samego faktu bycia człowiekiem. Godność ta jest niezbywalna – jest przypisana na całe życie. Godność jest źródłem wolności praw człowieka – wolności i prawa wynikają z godności człowieka. Godność jest nienaruszalna – nikt i nic nie może pozbawić człowieka godności, ograniczać jej, zawieszać, nawet w sytuacjach nadzwyczajnych. Poszanowanie i ochrona godności jest też obowiązkiem władz publicznych. Muszą one reagować w każdym przypadku, kiedy jest naruszana lub łamana godność człowieka, a nawet kiedy jest ograniczana.

Zawsze pomoc człowiekowi jest i powinna być wsparciem w zachowaniu przez niego przysługującej mu godności. Ten, który wymaga pomocy również ma prawo sam o sobie stanowić, ma prawo wyboru. Pomagający nie może myśleć za tych, którym udziela pomocy. Ma im jedynie wskazać różne drogi poprawy sytuacji.

Wygląda na to, że aby pomagać innym, nie można zasłaniać okna na świat, zwłaszcza jeśli to jest gazeta. Trzeba też umieć się komunikować z różnymi ludźmi i z sobą samym przede wszystkim.

środa, 16 września 2015

Zawsze pod jednym dachem ...




Zawsze pod jednym dachem mieszka obłuda ze strachem (Stanisław Lec).

Obłuda. Strach. Kłamstwo. Zakłamanie. Te stany mają podłoże w różnych lękach i zakłócają prawidłowe rozpoznanie rzeczywistości.


Jeśli pracując dla jakiejś firmy, nie wierzę w jej misję, a do tego wątpię w mądrość zarządu tej firmy, pozbawiam się zaspokojenia potrzeby poczucia przynależności i bezpieczeństwa. Ze strachu też zaczynam tłumić swoje wątpliwości. Czy mogę wątpić i milczeć? Nie ujawniać tego?


Oczywiście, że mogę. Mogę wszystko zrobić. Ale skoro zostałam wychowana w przekonaniu, że przeciwstawianie się fałszom jest warunkiem szacunku dla samej siebie, to milcząc wobec rozpoznanego fałszu, szkodzę samoocenie.


Strach, jak to strach. Ma wielkie oczy i wyolbrzymia grozę. Albo przeciwnie – każe zamykać oczy, pomniejszać ocenę niebezpieczeństwa i chować głowę w piasek. To strach jest źródłem histerycznych reakcji i totalnej uległości. Prawidłowe rozpoznanie rzeczywistości następuje, gdy Strach śpi.


Carl Jung – szwajcarski psychiatra, psychoanalityk, twórca zuryskiej szkoły psychologii analitycznej dawno już zauważył, że „im większa grupa, tym mniejsza zdolność do racjonalnego myślenia i tym niższy poziom etyczny.” Osoby z tego samego środowiska, tej samej firmy mają zwykle podobne wykształcenie, poglądy, czytają te same opracowania. Jeśli nawet którejś z nich błyśnie myśl niezgodna z „powszechnymi” poglądami, to z dużym prawdopodobieństwem ją stłumi. Dlaczego? Żeby nie narażać się „kolegom”. Albo, by nie czuć się „obcym” w swojej grupie. Chodzi o to, by poczuć się bezpiecznie.



Reakcja na niebezpieczeństwo – w uproszczeniu – to walka lub ucieczka. Jednak, gdy przeciwnik ma przewagę, w grę wchodzi również udawanie padliny, której drapieżnik nie powinien pożreć lub totalna uległość. Ta taktyka nie sprawdzi się tylko w przypadku kota i myszy. Jednak ułagodzenie, ugłaskanie jest możliwe w ramach tego samego gatunku. My Ludzie, mamy formy wyrazu, którymi sygnalizujemy uniżenie – ukłon, dygnięcie, klękanie, całowanie dłoni. Mamy prawo milczenia – po co mówić coś, co jest „przeciw” lub "wbrew"? Niemiłe jest stanie na uboczu, a miłe przeżywanie jedności z grupą.


Członek grupy, który dopuszcza do głosu swoje wątpliwości, będzie oskarżony o łamanie zasad, o nielojalność. Zatem, nie dopuszcza. Interes grupy to, jak by nie było, cel etyczny. Odpowiedzialność w grupie jest rozmyta. Skoro milczy sumienie zarządu firmy, byłoby przesadą swojemu dać dojść do głosu.


Każdy zrobił choć raz w swojej karierze taki błąd. Wypływał on z lęku świadomego lub nieuświadomionego. Wybieram milczenie. Nie widzę. Nie słyszę. Nie mówię. To jest ten błąd.


Błąd to sytuacja, która nie pomniejsza niczyjej wartości. Błąd raczej świadczy o tym, że mamy wiele myśli, z których oczywiście tylko część może być słuszna. Ale nie można się o tym przekonać, milcząc.


poniedziałek, 7 września 2015

Przemijanie




I happy end jest tylko końcem (Stanisław Lec)


Wszystko ma swój początek i swój koniec. Wszystko, co się kończy, przypomina o przemijaniu. Przemijanie może kojarzyć się ze śmiercią, a to coś nieodwracalnego.

Wszyscy odczuwamy pragnienie trwania i nieśmiertelności. Szukamy sposobów, by przedłużyć trwanie. Odczuwamy niezwykłą radość, spokój, kiedy uda nam się natrafić na rzeczy, miejsca takie, jak były kiedyś, jak je zapamiętaliśmy. 


Są też tacy, którzy wiele energii i czasu poświęcają wynajdywaniu sposobów przedłużania życia, młodości, urody. Takich ludzi charakteryzuje konserwatywne podejście do ulubionych nawyków. Gdy ktoś zmusza ich do porzucenia starych przyzwyczajeń, albo je zaburza odczuwają dyskomfort.

To przemijanie ma sens. Uczy dostrzegać różnice. Uczy pokory. Mamy zawsze tylko jedną małą chwilkę, by zarejestrować „pierwsze wrażenie”. Jeśli nie zdążysz zatrzymać się, pomyśleć, poczuć, zauważyć, zachwycić się czymś lub kimś - wypadasz z gry. Czas płynie dalej. Wszyscy to wiemy, a jednak prawie wszyscy pędzimy gdzieś przed siebie, w jakimś rytmie, który nie zawsze jest nasz. Nie zawsze nam pasuje. Biegniemy, by dogonić króliczka.


Cisza, piękno, przestrzeń to coś, co mnie od wielu lat pociąga. Życie ma sens, a w każdym razie może go mieć. A to, że przemija? Można o tym mówić z różnych punktów widzenia:
  • Coś musi obumrzeć, by zrodzić się mogło coś nowego.
  • Istnieje życie po życiu.
  • Żyjemy tak długo, jak pamięć o nas żyje.

Prawie nikt z nas nie chce całkiem przeminąć. Rodzice nie chcą, by przeminęły ich dzieci. Dzieci nie chcą, by przeminęli rodzice. Nie ma w nas zgody na przemijanie. Jest lęk. On też może minąć. Osho – charyzmatyczny mistrz duchowy z Indii, swobodnie posługujący się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią zachęca do poszukiwania sensu życia słowami: 

Pamiętaj, wszystko przemija. Tylko Ty trwasz. Trwaj wiecznie jako świadek. Jesteś tylko obserwatorem. Nie stajesz się szczęściem ani niedolą. Szczęście przychodzi i odchodzi, niedola przychodzi i odchodzi. Dni i noce przychodzą … narodziny przychodzą i śmierci przychodzą … sukces nadejdzie, niepowodzenie nadejdzie ...
Choć przez chwilę spróbuj poczuć to, co mówię: bądź tylko obserwatorem. Nie zatrzymuj żadnej chwili dlatego, że jest piękna, i nie odpychaj żadnej chwili ponieważ, jest pełna cierpienia. Przestań to robić. Wszystko mija, nic w tym świecie nie trwa takie samo.



Zmiany następują bez przerwy. Chwilowe są też nasze uczucia, potrzeby, czasem pomysły. Przychodzą i odchodzą. Dobry nastrój nie jest nam dany na stałe. Warto tak samo pielęgnować radość i smutek - one też odejdą pozostawiając po sobie wspomnienia, sny. 

Jak dzień i noc, są chwile dobre i chwile smutne, ot taki naturalny dualizm. To przemijanie ma sens.


czwartek, 3 września 2015

Spotkamy się kiedyś po tamtej stronie





Niech pociechą dla nas będzie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie. Kończy się cierpienie, pojawia się radość i tak równoważą się nawzajem (Albert Camus).
I tak aż po kres. Bo kres przychodzi zawsze. Śmierć. Kiedyś się bałam. Każdy się czegoś boi, ale nie każdy się do tego przyznaje. Oswojony lęk traci na sile, a nawet znika. Dopuszcza do głosu smutek.

Smucimy się zwykle, gdy coś utraciliśmy. Na przykład możliwość spotkania i rozmowy z kimś, kogo już z nami nie ma. Nie ma, bo umarł. Choć lepiej, bo bezpieczniej brzmi – odszedł.

Kiedy odczuwam emocje, np.: lęk, miłość lub złość moje ciało jest pełne energii. Czuję wilgoć w oczach, w nosie, ucisk w gardle, drżenie rąk, czasem nóg. To naturalne funkcje i nie ma co z tego robić problemu. Gorzej, kiedy w mojej głowie pojawiają się myśli - Powstrzymaj to, dlaczego się trzęsiesz, nie możesz okazywać słabości.

Oczywiście większość z nas z łatwością powstrzyma szloch, czy drżenie rąk wymuszając w ten sposób nienaturalną reakcję w swoim ciele. Każdy może udawać kogoś, kim nie jest, a chciałby być. Fałsz wcześniej czy później wychodzi na jaw.

Wyrażanie uczuć trudne jest dla tych, którzy żyją tylko „głową”. Często są przekonani, że uczucia wyraża się jak myśli - za pomocą słów. Logika jest Ok. Jest praktyczna, ale nie w relacjach międzyludzkich. Jeśli kierujesz się tylko logiką, tłumisz emocje. Cokolwiek wydarza się w głowie wpływa na ciało. Cokolwiek wydarza się w ciele, oddziałuje na umysł.

Kiedy przeżywamy jakiekolwiek emocje w naszym ciele zachodzi wiele reakcji chemicznych. Wydzielają się neuroprzekaźniki - niektórzy nazywają je truciznami. Pod ich wpływem robimy rzeczy, których nie zrobilibyśmy w normalnym stanie. Jeśli jednak nie zrobimy nic, trucizny zostają w naszym ciele i uszkadzają je w swoisty sposób.

Często nie robimy "nic" ze względu na moralność, zasady, etykietę. Udajemy spokój, gdy w ciele aż kipi energia. Pokazujemy sztuczny uśmiech. Nie ma w nas spontaniczności. Jeśli dziecko nie ma ochoty przywitać się, podać ręki po prostu ucieka. My dorośli nie zawsze mamy na to odwagę, choć często taką ochotę. Ludzie noszą w sobie swoje lęki.   
Każdy może uporać się ze swoim lękiem i mieć dostęp do swojej wrażliwości. Wówczas nawet uczestnictwo w Ostatnim Pożegnaniu może stać się okazją do odczuwania radości. Niezależnie od tego, czy będę działać, czy pozostanę bierna nie będzie towarzyszył mi lęk. Osho w Zdrowiu emocjonalnym napisał:

„O wartości życia decyduje bogactwo wrażeń, emocji, śmiechu, płaczu, łez, uśmiechów. Życie jest cenne ze względu na to wszystko. W tym zawiera się jego piękno (…) Nauczono nas tłumienia uczuć, nauczono nas, abyśmy nie byli wrażliwi. Nauczono nas, że odczuwanie nie popłaca: bądź praktyczny, bądź twardy. Nie bądź miękki, nie bądź wrażliwy, gdyż wtedy zostaniesz wykorzystany. Bądź twardy! Przynajmniej pokazuj, że jesteś twardy, udawaj, że jesteś niebezpieczny, że nie jesteś łagodną istotą. Rozsiewaj wokół siebie strach. Nie śmiej się, ponieważ kiedy się śmiejesz, nie możesz wywołać u innych strachu. Nie płacz, ponieważ płacząc, sygnalizujesz, że się boisz. Nie pokazuj swoich ludzkich słabości. Udawaj, że jesteś doskonały. (…) a wtedy staniesz się żołnierzem. Nie będziesz człowiekiem, ale żołnierzem, człowiekiem armii, fałszywym człowiekiem.”

Kiedy czytałam ten tekst pierwszy raz, uważałam, że to nonsens. Dziś już wiem, że żołnierze istnieją. Mówią dużo, ale niczego nie wyrażają. Twierdzą, że są radośni, ale wyraz twarzy i sylwetka wskazują na coś zupełnie odwrotnego. Są też tacy ludzie, którzy w pełni świadomie pokazują nam siebie w innym, doskonalszym wydaniu. Dbając o siebie, swój wizerunek, chcą zadbać o tych, których zaraz opuszczą. 


Śmierć to przejście do innego świata, na drugą stronę. Boimy się tego momentu. Dlatego w wielu środowiskach jest tematem tabu.

Dziś żegnałam kolejną osobę, która miała wpływ na jakiś fragment mojego życia. I ponownie dopadło mnie to dziwne uczucie i zaskakująca myśl – wydaje Ci się, że kogoś znasz, wiesz o nim wiele, ale kiedy nie możesz już się z nim umówić na spotkanie i porozmawiać, dowiadujesz się czegoś, co Cię zadziwia, zaskakuje. Coś, co sprawia, że nie ma w Tobie zgody na jej odejście. Coś, co sprawia, że czujesz smutek, masz poczucie niedokończonego zadania. Dokucza Ci coś, co niektórzy określają jako lęk egzystencjalny.

Czasem tkwisz w takim lęku i zamieniasz swoje życie w piekło. Ale ten lęk może też motywować do zmiany. Możesz zechcieć zająć się gruntownie swoimi sprawami ostatecznymi i znaleźć odpowiedzi na wynikające z nich pytania. Odszukać drogi, odkryć możliwości, które pomogą skonfrontować się z tym, od czego uciekamy i uczynić nasze życie wartościowym – bogatym we wrażenia, o których pisze Osho.

Spotkamy się kiedyś po tamtej stronie.