wtorek, 30 czerwca 2015

Bez świadomości własnego stylu komunikacji jesteś jak nakręcona zabawka



Jakość Twojego życia zależy od jakości Twojej komunikacji (Zig Ziglar)

Ludzie to zwierzęta społeczne. Często szukają kontaktu z innymi. Nie zawsze się to udaje.

Sytuacja rozgrywa się w parku. Spacerujący człowiek zaczepia innego
Czy Pana pies gryzie?
Nie – odpowiada pytany. Człowiek podchodzi do psa, który nagle rzuca się na niego i wgryza w łydkę.
Auuuć. Puść mnie! Mówił pan, że on nie gryzie! – wrzeszczy z bólu i strachu. Pytany odpowiada
To nie jest mój pies…

Komunikacja w relacjach jest kwestią kluczową. Jej zakłócenia to jedna z najważniejszych przyczyn sporów, trudnych emocji i rozstań. Na komunikację można spojrzeć z wielu stron. O kilku już pisałam.

Są też różne style komunikowania się. Ludzie mają różne potrzeby i różne motywy. Jedni całą swoją energię poświęcają na to, by było przyjemnie. Inni zrobią wszystko by było bezpiecznie. Jedni z łatwością dostrzegają cel. Inni analizują każde działanie, które do celu prowadzi. Są tacy, którzy podejmują decyzje samodzielnie, inni wręcz przeciwnie – przy współudziale mniej lub bardziej znajomych osób. Motywacje do działania mogą wynikać z nadziei na sukces albo obawy przed porażką. No i trzeba pamiętać, że towarzyszą nam jakieś emocje, a emocje są zawsze prawdziwe. Emocje kształtują nasze myśli, a te nasze zachowania.

 Komunikować coś komuś to znaczy dzielić się z nim jakąś myślą, wiedzą, emocjami, spostrzeżeniem, informacją, prosić o coś, albo coś zlecać, wypowiadać opinię itp. Większość z naszych komunikatów jest zamierzona, niekiedy starannie dobrana, wiele jednak jest tam informacji niezamierzonych. Zdarzają się też komunikaty nieświadome, a czasem nawet sprzeczne z naszymi zamierzeniami. Na wiele komunikatów ich potencjalny odbiorca nie zwraca uwagi.

Kiedyś, dawno temu, gdy byliśmy dziećmi, nauczyliśmy się chodzić i mówić. Dziś, kiedy te umiejętności są nam znane, nawet nie zastanawiamy się, jak to się robi. Są wyjątkowe chwile – wyobraź sobie, że w wyniku wypadu twoje ciało zostało unieruchomione w gipsie na trzy miesiące. Właśnie zdejmują go z ciebie, zaraz zrobisz pierwszy krok. Czy nadal nie zastanawiasz się, jak się chodzi? No nie. Ta wyjątkowa sytuacja sprawia, że „uczysz się chodzić” tym razem świadomie.

A jak jest z komunikowaniem się? Zastanawiasz się, dlaczego nie zawsze mówisz to, co chcesz powiedzieć? A może to ten, do którego mówisz cię nie rozumie? Często dzieje się tak, że bariery, które utrudniają nam porozumiewanie się tworzymy sami. Czasem nie wiemy po prostu, co chcemy powiedzieć. Może warto również naukę komunikowania się rozpocząć od nowa?

czwartek, 25 czerwca 2015

Zanikająca umiejętność - współpraca



Ludzie, z którymi współpracujemy i atmosfera, jaka się przy tym wytwarza, mają znaczący wpływ na nasze zadowolenie i satysfakcję. 
 
Ciekawi mnie, czy jest wiele takich miejsc pracy, w których najczęściej wygłaszane komunikaty brzmią:

- Ja wiem lepiej.

- Ależ się czepia, przecież jest dobrze i tak będę robić „po swojemu”.

- Wcale mi nie zależy.

- Nie wiem jak to zrobić, to może się nie będę za to brać.

- Zgłoszę się do tego zadania, poproszę innych o uwagi, coś tam sklecę, a jak się nie spodoba to niech sobie szef poprawi, jak taki mądry.

Do tego dochodzą częste spóźnienia, czekanie w „blokach startowych” 10 minut przed końcem dnia pracy, ignorowanie uwag współpracowników i szefa, tysiące wymówek i usprawiedliwień typu „nie pamiętam”, „a bo zajęłam się inną sprawą”, „nie sądziłam, że to ważne”.

Jeśli są takie miejsca, to może oznaczać, że nadeszły czasy, w których gdzieś się zgubiła pokora, inicjatywa, zainteresowania, albo … rozprzestrzenia się wirusowe wypalenie zawodowe.

A może nie każdy na co dzień zajmuje się tym, czym powinien i do czego ma kompetencje? Może nie lubimy współpracować?

Przyczyną braku współpracy może być brak celu – robię coś, bo szef polecił. Dlaczego tak? Zawsze tak robiłem. Nie, nie zastanawiałem się, jak to ulepszyć i uatrakcyjnić.

A może jest tak, że ludziom trzeba wskazywać ostateczny efekt ich pojedynczych działań? Może trzeba mówić, po co zleca się zadanie i czemu ono służy? To wcale nie jest odbieranie podwładnym prawa do samodzielnego myślenia, tylko jasne określenie celu. Znając cel, pracownik może znaleźć inną drogę do jego realizacji. Inna, nie znaczy gorsza. Może nawet efektywniejsza.

Logika i to, jak daleko dotarliśmy w cywilizowanym rozwoju wskazują, że z natury jesteśmy skłonni do współpracy. Przecież nie liczy się kto, co i ile zrobił, tylko jaki wspólnie uzyskaliśmy zysk, cel itd.

Żeby lepiej wspólnie pracować, organizowane są szkolenia, imprezy integracyjne, coachingi grupowe, spotkania mentorskie i inne formy wspierające różnorodne umiejętności potrzebne do pracy zespołowej. A co z indywidualistami? Ludźmi o wyjątkowych talentach i niepowtarzalnych umiejętnościach? Historia ludzkości pokazuje, że geniusze zwykle pracowali samotnie.

Są ludzie, którzy po prostu lubią dobrze wykonywać zobowiązania, których się podjęli. Różnie też te zobowiązania rozumieją. Praca jako taka, czyli etat, to też rodzaj zobowiązania. Jeśli ktoś pracuje w zespole i lubi dobrze pracować ma pewien kłopot. Istnieje takie pojęcie „odpowiedzialność zbiorowa”. Jeśli to Ty, jesteś tą osobą, która lubi pracować, zapewne znasz takie uczucie, które pojawia się wraz z odkryciem, że właśnie mija termin realizacji zadania, a oprócz twojego wkładu, inni nie zrobili nic lub zrobili coś, co nie nadaje się do pokazania światu. Myślisz, że nie pozostaje Ci nic innego, jak na ostatnią chwilę, nierzadko kosztem snu, przygotować całą resztę, by „zespół” mógł świętować sukces?

Ci, co potrafią współpracować i ci, którzy uważają się za indywidualistów muszą posiadać zdolności interpersonalne, które pozwalają budować poprawne relacje międzyludzkie. Nauczenie się pracy w zespole jest możliwe dla każdego, kto tego chce. Najważniejsze jest, by umieć od czasu do czasu pójść na kompromis, z dystansem oceniać swoje własne pomysły i osiągnięcia. Nie da się stworzyć dobrego zespołu, jeśli tworzą go ludzie niezdolni do oderwania się od swojego punktu widzenia.

Są tacy, którzy wierzą, że najlepszą drogą do awansu jest wykazanie się kreatywnością i przedstawienie katalogu własnych zasług. Tymczasem ludzie nadmiernie podkreślający swoje osiągnięcia, zwłaszcza gdy oczekuje się od nich pracy zespołowej, nie są mile widziani ani przez współpracowników ani też przez przełożonych. Dlaczego niektórym tak trudno zrozumieć, że lepiej jest przedstawiać swoje pomysły jako wspólne i cieszyć się uznaniem grupy, niż niechęcią wobec własnej osoby? Do tego potrzebny jest pewien poziom zaufania, które często jest utożsamiane z naiwnością.

A może inni nie nadużyją wyników mojej pracy i z czasem doczekam się uznania, nawet jeśli nie będę o nie zabiegała? Inni członkowie zespołu też mają jakieś umiejętności. Dostrzegę je, jeśli zmienię własne przekonanie o swojej przewadze, przestanę lekceważąco traktować ich pomysły. Może tak uda się zlikwidować urazy, żale, konflikty?

Może trzeba tak przedstawić swój pomysł, by innym wydawało się, że to właśnie oni na niego wpadli i jest on rezultatem pracy zespołowej? Trzeba by nieco przyhamować swoje ambicje i zacząć podkreślać wkład pracy kolegów. A jeśli nie zadziała? Może trzeba zadbać o atmosferę? Jak stworzyć atmosferę do współpracy? Wyrazić zainteresowanie propozycją kolegi, dopytać o szczegóły. Zadziała? Nie zawsze.

Ktoś z negatywnym doświadczeniem, z podejrzliwością i lękiem może zareagować jeszcze większą chęcią wycofania się na pozycję „indywidualisty”. Indywidualista liczy, że nie zginie w tłumie współpracowników, że szef go dostrzeże, pochwali, wesprze, wzmocni, wyróżni. Tak się dzieje, bo nie zawsze mamy do czynienia z dojrzałymi i profesjonalnymi współpracownikami. Ludzie boją się niepowodzeń, oceny. Pracę można stracić. Unikają szczerych rozmów. Dlatego poszukiwanie pracy w dobrze funkcjonującym zespole to najlepsze zajęcie dla cierpliwych.

No i oczywiście, to, czy zespół dobrze pracuje, zależy w ogromnej mierze od przełozonego. Jeżeli reaguje on na każdy przejaw niewłaściwych relacji, czy nieprawidłowej realizacji zadań, następuje rozwój zespołu, a jednocześnie ludzi ów zespół tworzących. Jeżeli po kilku próbach nauczenia podwładnych, jak coś powinno być zrobione i kolejnych wpadkach tychże podwładnych, przełożony macha ręką i czeka na to, że „samo” się zmieni, może tylko liczyć na komentarz – „Nienormalny jakiś, ależ się czepia, przecież jest dobrze i tak będę robić „po swojemu”.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Pożegnanie z matką Polką



Dzień Matki – wiem, istnieje. Wzrusza mnie do łez, a zaczęło, gdy moje przedszkolne dzieci nuciły pod nosem - Kochana mamo, gdy będę duży to Ci przywiozę małpkę z podróży. Długim ogonkiem to zwinne zwierze będzie za ciebie zmywać talerze. Było jeszcze tak: - Rosną sobie kwiatki na łące – maki, chabry i goździki pachnące. Nazbieramy kwiatków kwiateczków – nasplatamy, nazwijamy wianeczków. Zaniesiemy mamie te dary – uściskamy, upieścimy bez miary.

Matka, postać niezwykle ważna, ale to za mało by mówić o rodzinie. W ciągu roku kalendarzowego, oprócz dnia matki, obchodzimy dzień ojca, babci, dziadka, teściowej i świekry, kobiety, mężczyzny, chłopaka, pewnie wkrótce ustanowimy dzień cioci, dzień wujka, itd. Rodzina w obecnych czasach znów nabiera znaczenia. Wszystkie te dni ustanowiono, by wyrazić szacunek i wdzięczność również za trud wychowania.

Role w rodzinie w XXI roku, kiedy na nowo definiuje się płeć (sex) i o rodzaj (gender), ulegają stopniowemu przekształceniu. Do niedawna utrwalany model ojca – głowy rodziny i matki – opiekunki domowego ogniska, aktualnie nabiera innego znaczenia. Dziś ojciec włącza się do obowiązków domowych i wychowania dzieci. Znam wiele rodzin, w których to ojciec korzysta z urlopu tacierzyńskiego, a matka realizuje się zawodowo.

Nie wiem, czy potrafiłabym w dzisiejszych czasach odnaleźć się w roli matki. W świecie, w którym trzeba być najlepszym, mieć lepsze auto, najnowsze gadżety, najmodniejsze ciuchy i dostarczyć dziecku najlepsze zabawki można łatwo zabłądzić. Dalej, szybciej, ciężej, więcej – każdy chce być, jak idole z Internetu, już nawet nie z TV. Życie toczy się w ciągłym napięciu, trwa ostra rywalizacja, istnieją niezaspokojone ambicje, a gdzie miejsce na przyjemność?

Moją przyjemność czerpałam z niewiedzy? Dawniej nie było podręczników o tym, jak być dobrą matką, a już na pewno nikt nie zajmował się rolą ojca w wychowaniu dzieci. Poza tym „matka” była tylko jedną z ról, w jakiej funkcjonowałam. Urodzenie dziecka było wydarzeniem. Koleżanki i rodzina przychodzili z wizytą. To była okazja na pogaduszki i ploteczki. Człowiek nie wypadał z życia społecznego i zawodowego. Wiadomo było, że nieodzowne jest zapisanie dziecka do żłobka, przedszkola, trzeba wybrać szkołę, a jednocześnie myśleć o zarobkowaniu, i rozwijaniu siebie. Tak robili wszyscy dookoła.

Matki nie rywalizowały ze sobą o lepsze wózki, wykwintniejsze vs. zdrowsze pokarmy, czy piękniejsze ubrania. Nie wiem, czy było lepiej – było wygodniej. Według popularnej teorii Winnicotta „wystarczająco dobra matka” zapewnia niemowlakowi kontakt fizyczny, bliskość i oddanie, a gdy dziecko osiąga zdolność samodzielnego poruszania się – wspiera je w sytuacjach stresujących, umożliwia mu korzystanie z własnych zasobów, uczy regulowania napięcia. W okresie dojrzewania matka powinna być w stanie utrzymywać granicę, gdy dziecko wystawia ją na różne próby. Według Winnicotta matki najlepiej robią to intuicyjne. 
Książki, poradniki, lekarze i cała rzesza facebookowych liderek częściej mogą przeszkodzić w naturalnym, wrażliwym matkowaniu, niż pomóc. Co się jednak takiego stało, że obecne matki wolą książki, poradniki, blogi i fanpage? Za wszystko odpowiada poziom stresu, wysoki poziom lęków i brak wsparcia rodziców.

„Wystarczająco dobra matka” pozwala dziecku rozwijać się w jego własnym tempie i choć nie jest matką idealną, sama również rozwija się i niejako „dojrzewa” razem ze swoim dzieckiem. Większość matek, bez specjalnych przygotowań i poradników jest wystarczająco dobra, jeśli tylko stara się wsłuchać w to, co przekazuje jej dziecko i co jej własna intuicja podpowiada. A jak jest z ojcami?

W słowniku synonimów języka polskiego dla wyrażenia „wystarczająco dobry” znajduje się siedem synonimów – dostateczny, dość dobry, korzystny, nie najgorszy, niezły, wystarczający, zadowalający. I taki jest współczesny ojciec.

Współczesny ojciec, jest dopełnieniem współczesnej matki. Znosi cierpliwie i z pełnym zrozumieniem czas dziewięciomiesięcznej ciąży. Uczestniczy w porodzie. Z niedowierzaniem kołysze swoje dziecko w ramionach. Ma czujny sen, by usłyszeć kwilenie niemowlaka, mimo, że pracuje zawodowo. Ma też wiele cierpliwości, by wesprzeć swoją partnerkę w nowej roli i wziąć na siebie część jej obowiązków. Wielu mężczyzn wykonuje prace domowe i aktywnie uczestniczy w życiu rodziny. Czas matek Polek, przyjmujących na siebie odpowiedzialność za wszystko, co związane z dzieckiem – co je, w co jest ubrane, kiedy na spacer, o której kąpiel, z kim się spotyka, kim będzie gdy dorośnie – bezpowrotnie mija. Ojciec wypełnia tę przestrzeń, która jest do zagospodarowania, albo na którą się umówi z matką. Wspólne wychowanie, wspólna władza rodzicielska. Wspólna zabawa, spacer, rozmowa, wizyta u lekarza. Wspólnota stołu. Współbrzmienie. Miłość.

A życzenia dla taty znalazłam w necie:

Dziękuję, że znosiłeś to, czego nie sposób było znieść, że robiłeś coś z niczego, że dawałeś, mając puste kieszenie, że wybaczałeś, choć nie przepraszałam, że kochałeś, gdy kochać się nie dało, że mnie wychowałeś i że to wszystko Ci się udało”.

niedziela, 21 czerwca 2015

Kiedy wskazujesz jednym palcem pamiętaj, że trzy palce wskazują ciebie samego




Zainspirowało mnie dziś szwedzkie przysłowie Kiedy wskazujesz jednym palcem pamiętaj, że trzy palce wskazują ciebie samego i historia młodej dziewczyny – Beaty.

Beata od kilku lat pracuje w dużej firmie. Prowadzi kilka ważnych projektów. Czasem zdarzają się jakieś opóźnienia, czy jakieś chwilowe trudności związane najczęściej z uwarunkowaniami zewnętrznymi. W takich sytuacjach wielu współpracowników nerwowo reaguje. Zaczyna się szukanie winnego. Najczęściej wszyscy, którzy mieli związek ze sprawą, obciążają się nawzajem odpowiedzialnością. Dyskutują o tym, co kto zrobił, dlaczego to zrobił i co powinien zrobić, a nie zrobił. Wszyscy uruchamiają w sobie role ekspertów i analityków, nawet psychoanalityków. Czasem uda się wkręcić w te dyskusje szefa i Beata musi się tłumaczyć. Wyjaśnia, że wszystko idzie swoim tempem i po raz kolejny wyraża zadziwienie, skąd tyle energii mają jej koledzy, by zajmować się sprawami, które to ona prowadzi. Czasem szef zapyta, czy nie potrzebuje pomocy? Czasem nie pytając jej o zdanie, kogoś wyznacza, by ją wyręczył w jakichś pojedynczych zadaniach. Wprowadza to niepotrzebny chaos i „trudne” emocje. Beata nawet zaczęła zastanawiać się, czy wszystko z nią jest w porządku?

Dlaczego współpracownicy obwiniają się nawzajem? Proste – wychodzą z założenia, że nie wystarczy być dobrym, trzeba jeszcze sprawić, by inni jawili się jako gorsi. Typowym zachowaniem jest zarzucić komuś, że to on sprowokował sytuację, która i tak by zaszła. Najczęściej nie sprawdzamy opinii, które wygłaszają inni, rzadko zakładamy, że inni kłamią, chyba, że mamy ku temu jakieś powody. Łatwo ofiarą obwiniania padają osoby, które wierzą w sprawiedliwość i moc porzekadła „koń jaki jest każdy widzi”. Beata tak właśnie uważa. Wśród swoich kolegów uchodzi za osobę naiwną.

Wśród szefów, zdarzają się tacy, dla których liczy się ostateczny wynik, a nie kto i w jakim zakresie przyczynił się do jego osiągnięcia. Pracując dla szefa o takich przekonaniach, Beata nie ma szans na zmianę swojej sytuacji, jeśli nie zacznie działać.

Jeśli pozwalasz innym ludziom, by na Ciebie wylewali swoje frustracje, robisz błąd. Wkrótce sama możesz zwątpić w skuteczność swoich działań. Czy jest możliwe, żebyś to Ty zawsze się myliła? Oczywiście, że nie, chyba, że kompletnie nie nadajesz się do roli, jaką Ci powierzono. Zastanów się, jakimi pobudkami kierują się ci, którzy Cię oskarżają?

Oskarżamy siebie nawzajem, wyrządzamy sobie krzywdy, nie zawsze z naszej złej woli. Czasem powodem jest nasza nieporadność we wzajemnych kontaktach, nieumiejętność budowania relacji. Często działamy pod wpływem lęku przed cierpieniem. Wolimy przerzucić na innych frustracje, których sami nie umiemy i nie chcemy dźwigać. Nie zdajemy sobie sprawy, że to wyraz poczucia własnej słabości i niemocy.

Warto pamiętać, że osoba, która jest krzywdzona przez współpracowników i szefa, niemal automatycznie staje się krzywdzicielem, jeśli nie podejmuje wyzwania związanego z krzywdą, której doświadczyła.

Josif Brodski, rosyjski poeta, laureat nagrody Nobla, doradza – „Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad palcem wskazującym, ponieważ lubi on wytykać cudzą winę. […] Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego ani nikogo – historii, państwa, zwierzchników, rasy, rodziców, fazy księżyca, dzieciństwa, treningów czystości itp. Repertuar jest tyleż obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę od czerpania z niego. Z chwilą, gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy własną determinację do zmian […] W końcu status ofiary ma swoje uroki. Zjednuje współczucie, zaskarbia podziw”.

Przezwyciężenie poczucia krzywdy daje odwagę i siły, by domagać się należytego traktowania i bronić się przed każdą formą przemocy, poniżania, i upokarzania – do takich form należy rozpowszechnianie kłamstw na nasz temat. Im mniej rozżalenia i gniewu w nas, tym skuteczniejsze mogą być interwencje wobec osób, które traktują nas krzywdząco.

Przyjmowanie wobec krzywdy postawy kozła ofiarnego, nie tylko nie rozwiązuje problemu, ale zaognia go. Bierność nierzadko rozpala zuchwałość krzywdziciela. Ludzie krzywdzą innych, bo sami nie są zadowoleni ze swojego życia. Człowiek pogodzony z samym sobą, zadowolony ze swojego życia, rozumiejący ograniczenia własne i te, na które nie ma wpływu staje się wręcz niezdolny do wyrządzania większych krzywd innym.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Jak popełnić samobójstwo? Zobacz jak dokonać zamachu na swoje życie


Chcesz się uwolnić od kłopotów? Myślisz o samobójstwie? Nie jesteś sam. Według raportu z 2014 r. Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), co 40 sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo. Co roku odbiera sobie życie więcej ludzi, niż ginie w wyniku zabójstw, konfliktów zbrojnych i klęsk żywiołowych. Oznacza to, że w ciągu całego roku na świecie 800 tys. ludzi popełnia samobójstwo, podczas gdy 500 tys. ginie zamordowanych, a 200 tys. traci życie w konfliktach zbrojnych lub w wyniku klęsk żywiołowych. Co roku ginie gwałtowną śmiercią łącznie z samobójcami 1,5 mln osób. Mało?

Chcesz skończyć ze sobą? Zanim podejmiesz jakiekolwiek działania, chcę Ci powiedzieć, że zależy mi na Tobie. Proszę, obejrzyj film polskiego reżysera Jana Komosy z 2011 r. „Sala samobójców”. Świetna fabuła pomoże Ci zrozumieć, jak można zmarnować swoją szansę. Maturzysta – Dominik – chłopaka z tzw. dobrze sytuowanej rodziny odbiera sobie życie. Zanim to zrobił cieszył się nim.

Wyobraź sobie, Dominik ma wielu znajomych, najładniejszą dziewczynę w szkole, bogatych rodziców, pieniądze na ciuchy, gadżety, imprezy i pewnego dnia jeden „żart” zmienia wszystko. Już nie chce dalej żyć. Znasz to uczucie? Czytaj dalej.

Upokorzony, odrzucony Dominik porzuca szkołę. Nie ma siły mierzyć się z problemem. Zaczyna się bać. Ci, którym dotychczas ufał, zaczynają go przerażać. Bezpieczeństwo i rozwiązanie swojej tragicznej sytuacji znajduje w Internecie. Anonimowi ludzie dają mu, wprawdzie namiastkę, ale wsparcie. Uczą go reguł, które wydają mu się najlepsze. Może być taki jaki chce. Tworzy swój niepowtarzalny awatar. Dzięki temu ma poczucie, że zaczyna inne życie. Czytaj uważnie - wydaje mu się, że jest kimś, kim chce być.

Co jest w życiu najważniejsze? Jakie są Twoje problemy? Pragniesz miłości, akceptacji i zrozumienia? Ja też. Jest nas więcej. Dość masz swojego życia? Dominik miał dość oferowanych mu przez osoby najbliższe, dóbr materialnych. Miał dość zakłamania dorosłych. Oszukiwania samego siebie, że wszystko jest dobrze, gdy tak naprawdę jest odwrotnie.

Czujesz swoje emocje? Nazywasz je? W każdym z nas drzemią emocje, uczucia. Różne dochodzą do głosu. Mamy też negatywne strony naszej osobowości. Dominik jest młodym chłopakiem. Dopiero zaczyna swoje życie. Uczy się, sprawdza kim jest? Eksperymentuje z własnym wyglądem, ze śmiercią, z własną seksualnością. Studniówkowy pocałunek z Aleksem jest tylko zabawą, sztubackim żartem, który przestaje śmieszyć, gdy nie daje się go dłużej kontrolować. Rozpoczyna się szkolny mobbing, który przenosi się do Internetu. Czy to wystarczający powód, by popełnić samobójstwo?

Z racjonalnego punktu widzenia zachowanie Dominika wydaje się niezrozumiałe, ale uwzględniając emocje, jak najbardziej tak. Obraźliwe, internetowe wpisy to tylko iskra, moment przesilenia, który inicjuje tragedię. Pozbawiony wsparcia, chłopak ulega manipulacji, którą bierze za miłość. Rodzice chcą pomóc, ale są bezradni, bo zupełnie nie wiedzą nic na temat swojego syna, skupieni na robieniu własnej kariery. Ojciec zniósłby każde szaleństwo syna, gdyby tylko nikt o tym nie wiedział - "Nawet jak jesteś gejem, zostaw to dla siebie, po co ma o tym wiedzieć minister?!". Ojciec stawia przed synem wysokie i niezrozumiałe wymagania: Bądź sobą! Ale żeby "być sobą", trzeba jeszcze być "kimś".

Hipokryzja i samozakłamanie - to są problemy. Z nimi trzeba walczyć. W świecie bez rodzicielskich granic i wzorców istnieje przyzwolenie na dewiacje norm, na kultywowanie własnej inności, która okazuje się tylko narzuconym formatem. Niedojrzały chłopak, pozbawiony wsparcia rodziców, przyjmuje narzuconą mu przez otoczenie rolę, w tym przypadku homoseksualną, co więcej, usiłuje nią grać w swoim buncie przeciwko rodzicom. Pada ofiarą hipokryzji szkolnego środowiska. Koleżanki i koledzy z jednej strony prowokują przekraczanie obyczajowego tabu, żeby zobaczyć "jak to jest", a później na Facebooku zamieniają się w nietolerancyjny motłoch, prześladujący "pedała".

Coś Ci ta historia przypomina? Martwisz się o kogoś bliskiego? Ty jesteś w kryzysie emocjonalnym? Znasz kogoś, kto potrzebuje rozmowy, bo nie radzi sobie z przeciwnościami dnia codziennego?
Gdy chcesz coś zmienić w swoim życiu, ale nie wiesz jak, nie wiesz do kogo możesz się zgłosić, czujesz lęk przed mówieniem o tym co się stało w bezpośrednim kontakcie z kimś, skorzystaj z TELEFONÓW ZAUFANIA. Podaję Ci ważne telefony zaufania uruchomione specjalnie dla Ciebie i innych osób potrzebujących pomocy:


0 800 12 01 48 - „Zatrzymaj przemoc” (numer bezpłatny)

022 619 91 49 - w sprawach terroryzmu

0 800 12 02 26 - Policyjny Telefon Zaufania. Linia bezpłatna, czynna codziennie w godzinach od 8 do 22.

116 111 - Ogólnopolski telefon zaufania dla dzieci i młodzieży. Numer 116 111 jest linią anonimową (dzwoniąc nie musisz podawać swojego imienia, nazwiska, ani adresu zamieszkania, a numer 116 111 nie jest widoczny w rachunku za telefon, ani na billingu). Połączenia z telefonów komórkowych i stacjonarnych są bezpłatne. Linia jest czynna od poniedziałku do piątku, w godzinach od 12 do 20. Telefon jest przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku od 7 do 18 lat. Masz kłopoty w domu, w szkole, z rodzicami, czy rówieśnikami? Zadzwoń. Więcej informacji znajdziesz na stronie www.116111.pl

0 800 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - jest telefonem skierowanym do wszystkich dzieci potrzebujących pomocy. Dzwoniąc pod ten numer moźesz porozmawiać ze specjalistą, który postara się Ci pomóc. Połączenie jest bezpłatne z telefonów stacjonarnych oraz komórkowych w sieci Orange. Linia działa w godzinach od 8:15 do 20. Więcej informacji znajdziesz na stronie www.brpd.gov.pl

0 801 12 00 02 - Niebieska Linia. To telefon dla osób, które są ofiarami przemocy w rodzinie lub mają informacje o osobach doświadczających takiej przemocy w swoich domach. Połączenie z numerem 0 801 12 00 02 jest płatne tylko za pierwszy impuls, wg stawek operatora. Linia jest czynna od poniedziałku do soboty, w godzinach od 8 do 22 oraz w niedziele i święta w godzinach od 8 do 16.

0 801 19 99 90 - Ogólnopolski Telefon Zaufania Narkotyki - Narkomania. Pod tym numerem otrzymasz wsparcie w przypadku, gdy Twoim problemem są narkotyki i uzaleźnienie od narkotyków. Pod numer 0 801 19 99 90 możesz zadzwonić zarówno wtedy, gdy problem dotyczy Ciebie, jak i bliskiej Ci osoby. Telefon jest czynny codziennie, w godzinach 16 - 21. Informacje związane z problematyką narkotyków i narkomani oraz zapobieganiu tym zjawiskom znajdziesz równieź na stronie www.narkomania.org.pl

022 692 82 26 - całodobowy telefon zaufania Krajowego Centrum ds. AIDS. Więcej informacji znajdziesz na stronie www.aids.gov.pl

0 801 24 70 70 - całodobowa linia wsparcia Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych ITAKA. Z numerów TP połączenie jest płatne tylko za pierwszy impuls, niezależnie od długości rozmowy, z każdego miejsca w Polsce. Numer dla połączeń z zagranicy +48 22 654 70 70. Przy całodobowej linii dyżurują pracownicy ITAKI oraz wolontariusze gotowi do pomocy w chwili, gdy zaginął człowiek. Więcej informacji na stronie www.zaginieni.pl

0 801 109 801 - infolinia Krajowego Centrum Kompetencji, czynna w dni powszednie w godzinach od 9 do 17. Wcale nie trzeba się narażać na zarzut wtykania nosa w nieswoje sprawy, psuć relacji między sąsiadami, wśród najbliższego otoczenia, kiedy próbujemy zareagować na niepokojące, podejrzane sytuacje w czyimś domu. Wystarczy zadzwonić pod numer infolinii Krajowego Centrum Kompetencji 0 801 109 801(Infolinia płatna w wysokości jednego impulsu, czyli 0,35 zł z VAT). Tam codziennie osoby kompetentne w udzielaniu pomocy potrzebującym reagują na wszelkie zgłoszenia, odpowiadają na pytania i wątpliwości, kierując sprawy tam, gdzie można znaleźć rozwiązanie.

TEN POST JEST EFEKTEM AKCJI http://stayfly.pl/2015/06/stop-samobojstwom/
 

Są tacy, co potrzebują nocy. Ciemność promienieje z nich



- Wiem, ale nie powiem.

- Nie znam się, ale się wypowiem.

- Zgadnij, co mam na myśli.

- Zimno mi, ale niech okno będzie otwarte.

- Wiem, że musisz się skupić, ale chcę wysłuchać wiadomości w radiu.





To tylko niektóre postawy pracowników, zwłaszcza jeśli praca odbywa się w jednym pomieszczeniu. Dodajmy do tego prywatną rozmowę telefoniczną, gdy w jednej chwili wszyscy obecni stają się, nie chcąc tego, świadkami radości i smutków czyjegoś życia rodzinnego.

Obecność ludzi w jednym miejscu rodzi konflikty. - Ma być ciepło czy zimno? - Światło włączone, czy zgaszone? - Pracujemy w ciszy, czy w tle radio gra?

Są pedanci i flejtuchy. Ludzie mają emocje na wierzchu, tzw. chronicznie pobudzeni albo „mają wywalone na wszystko”. Są typy, które działają w oparciu o "spontan" i maniakalni fanatycy procedur. Są osoby bardzo zamknięte w sobie i takie, które w miejscu publicznym bez skrępowania obwieszczają wszem i wobec detale życia intymnego. Są też pesymiści i optymiści. Szczęśliwi i "smutasy". Szybcy i wolni. Mądrzy i głupi.

Istnieje nieskończony katalog ludzkich zachować i stylów działania. Generalnie w pracy liczy się, czy ktoś jest nastawiony na współdziałanie, czy indywidualistycznie.

Nastawienie na współdziałanie oznacza dążenie do wykorzystania wspólnych zasobów, dążenie do wspólnych celów. Tacy ludzie skłonni są do wymiany informacji, troszczą się o wyniki i są zdolni do poświęceń w realizacji wspólnych interesów. Nie myślą zbyt dużo o zabezpieczeniu siebie przed innymi.

Indywidualista oszczędza siły, czasem je marnuje, by chronić własną indywidualność i przyzwyczajenia. Wychodzi z założenia, że największą wartość ma jego własne zdanie – inni powinni trzymać dystans. Jakikolwiek dialog jest niemożliwy.

Praca w takiej atmosferze pełna jest patologicznych zjawisk – pojawiają się konflikty, wyzysk, upokorzenie, ignorancja, deprecjonowanie, itd. Pełno jest lęku, frustracji i murów obronnych. Nikt nie pamięta, jaki jest wspólny cel.

Czy współpraca jest w ogóle możliwa? Jasne. Wystarczy niezgodność opinii traktować, nie jako wyraz wrogości, ale jako nieodzowny element wzajemnych relacji. Przyjmując inną perspektywę każdy może zobaczyć więcej. Spory są nieodzownym warunkiem zdrowego współżycia. Należy jednak dyskutować o sprawie, o zadaniu, a nie skupiać się nad tym, jak zręczniej ugodzić kolegę. No i warto rozmawiać o wzajemnych relacjach – Zastanawiam się nad naszą wczorajszą dyskusją. Jednak to Ty miałeś rację. Dobrze, że to omówiliśmy, bez tego nie wpadłabym na rozwiązanie. – Ok. Ja też wyciągnąłem wnioski. Następnym, razem będę miał więcej cierpliwości, by zapoznać się z przedmiotem zamówienia.

Ta sytuacja jest książkowym przykładem i nie zdarza się zbyt często w realu. Gdyby tak było, ludzie musieliby bardzo dobrze rozumieć siebie samych, innych ludzi i wspólne cele. Tymczasem, jak powszechnie wiadomo, ludzie są różni. Niektórzy wbijają sobie „serdeczne szpileczki, jakby jakaś łagodna odmiana trwałego konfliktu pomagała im rozładować napięcie. Są też tacy, którzy ostentacyjne okazują sobie uprzejmość, nigdy się nie kłócą i właśnie z tej przyczyny problemy piętrzą się. Atmosfera w pracy jest martwa, bo dobre maniery utrzymują dystans między ludźmi. Konflikt przebiega podskórnie i może wyrażać się dziecięcymi formami złośliwości – schowanie czegoś, "foch", zabranie swoich rzeczy i przeniesienie się do innego pomieszczenia, ostentacyjne komentarze, fałszywa troska – "Biedaku, ja ci pomogę”.

Czasem pracy nie można zmienić i wtedy pozostaje jedno wyjście – minimalizacja szkód lub zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń. W każdym środowisku zawodowym obowiązują jakieś reguły, normy. Czasem nie są dość przejrzyste, czasem problemy wynikają w różnej interpretacji zasad, a przede wszystkim ze sposobu pojmowania własnej pozycji w miejscu pracy. Wiem, ale nie powiem. Zgadnij, co mam na myśli. Nie znam się, ale się wypowiem. Ja mam prawo teraz ci to powiedzieć, a ty nie masz. Wszystkie te postawy prowadzą w zawodowy niebyt, nicość, ciemność. Widzę ciemność. "Są tacy, co potrzebują nocy. Ciemność promienieje z nich".

piątek, 12 czerwca 2015

Szkaluj śmiało może coś przylgnie





Audacter calumniare, semper aliquid haere


Szkaluj śmiało może coś przylgnie. Nie trzeba więcej wyjaśniać.


Pewnego dnia do wielkiego filozofa podbiegł podekscytowany znajomy i rzekł:

- Sokratesie, czy wiesz, co ja słyszałem o jednym z twoich uczniów? Muszę ci natychmiast o tym opowiedzieć!

- Chwileczkę – odpowiedział Sokrates. – Zanim mi powiesz, chciałbym ci zadać trzy pytania.

Przybysz zamilkł na chwilę, by posłuchać pytań.

- Czy jesteś absolutnie pewien, że to, co masz zamiar mi powiedzieć, jest prawdą, że wiadomość ta jest wiarygodna?

- Nie –
odparł mężczyzna. – Wiem o tym ze słyszenia, ale wydaje mi się, że może to być prawdą.

- Czy to, co masz zamiar mi powiedzieć, jest czymś dobrym i pochlebnym w tym uczniu?

- Nie, wręcz przeciwnie …


- Tak? Chcesz mi powiedzieć coś złego o nim i nawet nie jesteś pewien, czy to prawda?


Mężczyzna, trochę zakłopotany, wzruszył ramionami, a Sokrates kontynuował:

- Czy to, co chcesz mi powiedzieć o moim uczniu, będzie przydatne dla mnie?

- Chyba nie
– odpowiedział zmieszany przybysz.

- Jeśli zatem to, co chcesz mi powiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani nawet pożyteczne, czy naprawdę chcesz mi to w ogóle powiedzieć? – zapytał Sokrates.

Mężczyzna został pokonany i odpowiedział:

- Nie


Niedawno przeczytałam ten tekst w książce „FitMind Schudnij bez diet” Autor Klaudia Pingot, Aleksandra Buchholz. Uznałam że świetnie uzupełnia wcześniejszy post o bleblaniu.

wtorek, 9 czerwca 2015

Stresssss




                                            fot. fotolia.pl

Stresssss… powiedziano i napisano na ten temat tak wiele…

Lubię model stresu w pracy Wymagania – Kontrola - Wsparcie, który pokazuje, że największe napięcie w pracy powstaje wówczas, gdy dużym wymaganiom towarzyszy zarówno mała kontrola, jak i małe wsparcie.

Trudne lub angażujące zadania, wysokie wymagania i jednoczesny brak możliwości swobodnej realizacji tych zadań, czyli mały zakres kontroli nad tym, co robisz, może wywoływać silne napięcie psychofizyczne – niepokój. Stres.

Trudne lub angażujące zadania, wysokie wymagania, ale znaczna swoboda w realizacji, czyli duży zakres kontroli może wywołać uczucie zadowolenia. Mimo wykonywania trudnych zadań masz możliwość rozwoju, możesz dopracować różne sposoby działań służących osiąganiu celów.

Niskie wymagania i swoboda w realizacji łatwych zadań, czyli mały zakres kontroli też nie są korzystne. Taka sytuacja może prowadzić do nadmiernej bierności. Pamiętacie? – Czy się siedzi, czy się leży … pensja się należy. Taki stan może prowadzić do frustracji, a już na pewno zamyka możliwość rozwoju.

Niskie wymagania i duży zakres kontroli to wymarzony rodzaj pracy. Sytuacja taka wywołuje najmniej napięć. Masz kontrolę nad tym, jak wykonasz zadania. A zadania są łatwe i angażujące Cię w odpowiednim stopniu - nie za dużo, nie za mało. No i masz wspierających ludzi wokół.

Dużo stresu albo stres, który trwa długo - nie są obojętne dla zdrowia. Według Aleksandra Perskiego, zdrowie to stan, w którym jest dostateczna ilość zasobów, aby dać sobie radę z obciążeniami, jakie niesie ze sobą życie (plus mała rezerwa na podskok).

Zasoby można budować również w oparciu o otrzymywane wsparcie.

Co to jest wsparcie? Coś, co poprawia Twoje samopoczucie. Może to być rozmowa w przyjaznej atmosferze, lub jakieś zachowanie odrywające Cię od trudnej sytuacji, lub dające Ci nadzieję na jej pokonanie. To właśnie jest wsparcie emocjonalne.

Inny rodzaj wsparcia, to wsparcie oceniające. To ten rodzaj wsparcia sprawia, że dobrze myślisz o sobie, cenisz siebie, masz do siebie szacunek. Mogą to być dobre słowa o Tobie, o Twojej pracy, okazywana Ci wdzięczność, docenianie Ciebie, stawianie Ciebie za przykład innym.

Jest też wsparcie informacyjne. To te komunikaty, które dostarczają Ci potrzebnych informacji i ułatwiają wykonywanie zadań i efektywne działanie w codziennych lub trudnych sytuacjach. To opinie osób, które pomagają Ci podjąć ważne decyzje.

Ważne jest też wsparcie instrumentalne. Ono dostarcza Ci potrzebne środki, które możesz wykorzystać, mierząc się z trudną sytuacją. Takim wsparciem jest pomoc materialna, „ofiarowany” Ci czas, a nawet wykonanie za Ciebie jakiejś czynności, czy zadania.

W pracy zazwyczaj mamy jakichś współpracowników i szefów. Każda z tych osób teoretycznie może być potencjalnym dawcą wsparcia w sytuacjach trudnych. Ciekawe, czy chwila refleksji wystarczy Ci, by znaleźć odpowiedź na pytanie – Na jaki rodzaj wsparcia możesz liczyć ze strony osób, z którymi pracujesz? Jaki rodzaj wsparcia możesz im podarować? A może wsparciem są dla Ciebie najbliżsi?

Warto od czasu do czasu myśląc o stresie, pomyśleć o wsparciu. Wiedza o tym, jak twórczo rozwiązywać konflikty, zwykła, codzienna akceptacja ludzi i ich problemów, umiejętności psychospołeczne i kompetencje niezbędne do pracy zespołowej pozwalają zarządzać wsparciem i stresem nie tylko swoim, ale i innych ludzi. Wszystko wskazuje na to, że w dzisiejszym świecie najwięcej stresu możemy dostarczać sobie sami nawzajem. Wsparcia również.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Inne spojrzenie na bleblanie

Nie pytaj mnie więcej, czy mam koty.

Nie cierpię bleblania. Bleblanie to zagadywanie rzeczywistości.

Są takie słowa, które, mimo, że wypowiada je Człowiek stają się puste, nic nie przekazują, niczego nie poruszają. Wówczas między ludźmi powstaje przepaść. Słowa, aby budować relację między ludźmi muszą być sensowne. Bleblanie utrudnia porozumienie się między ludźmi, podaje w wątpliwość sensowność działań.

Słowo jest działaniem Człowieka. Wydarza się z intencji Człowieka. Jeśli coś do Ciebie mówię, kieruję do Ciebie jakieś słowo, to znaczy, że nawiązuję z Tobą jakąś relację. Ja jestem. Mówię do Ciebie o tym, kim jestem. Zakładam, że jesteś, Ty Człowieku, obecny, prawdziwy, poważny i zgadzasz się na relację ze mną. To daje nadzieję na dialog.

Wypowiadając się, mówię prawdę o sobie, w przeciwnym razie skazuję się na samotność. Jestem sama z moją prawdą wewnątrz siebie, bo na „zewnątrz”, do Ciebie Człowieku, krótko mówiąc, kłamię.

Wolę milczenie od bleblania. Milczenie jest słuchaniem. Bleblanie oznacza, że nie interesujesz się mną.

Wielu ludziom generalnie chodzi o to, żeby zaistnieć, a nie żeby wejść w relację. Hasła o asertywności i pozytywnym myśleniu, techniki pomocne do zmiany sytuacji życiowej służą jedynie do realizacji własnych celów, często nawet nie uwzględniają własnych potrzeb.

Wielu ludziom chodzi o to, żeby zarobić. W imię zysku stosuje się bleblanie – słowa nie mają i nie muszą mieć odniesienia do rzeczywistości, a zwłaszcza rzeczywistości tego, który może zapłacić.

Wielu ludziom chodzi o to, by być kochanym. Z czasem nie są w stanie przeciwstawić się chorobom. Organizm niedomaga. Wzrok nie ten i słuch zanika. Dominuje samotność – przyjaciele odeszli, rodzina zajęta swoimi sprawami. Wolniutko wkrada się depresja, demencja.

Czasem jest ktoś, kto „opiekuje się” nimi zbyt mocno. Czują, że tracą wolność, niezależność. Ogranicza ich świat i własne ciało, umysł. Wtedy wracają pamięcią do tamtych lat. Do łez wzruszają mnie te opowieści. Często słyszę je pierwszy raz. O sześcioletnim chłopcu, który podejmuje decyzję, by późną nocą wrócić z Targówka na Zacisze, bo tam będzie bezpieczniej. O tym, jak przetrwać i przeżyć wojenną zawieruchę. O tym, jak odgruzowywano Warszawę i budowano swoją przyszłość od podstaw.

Niewiarygodne jest to, jak mało wiem o dzieciństwie moich rodziców.

Bleblanie czasem nazywane jest komunikowaniem się. Wszyscy uczyliśmy się ze sobą komunikować. W każdym środowisku, w każdej kulturze obowiązują, nawet nie spisane, określone zachowania i zasady. Przed podróżą do dalekiego kraju warto poznać jego odmienność kulturową. To może uchronić nas przed niezręcznymi, a czasem przykrymi sytuacjami.

Taką samą strategię warto zastosować, gdy się chce odbudować dobre relacje z bliskimi. Często w zaganianej codzienności łudzimy się, że wszystko jest w porządku. Widzimy relacje tam, gdzie ich nie ma. Prawda jest taka, że zdawkowe pytanie, nawet jeśli jest pełne troski – Co słychać? i udzielona odpowiedź – W porządku – nie ma nic wspólnego z relacjami.

Starzy ludzie mają swoje przyzwyczajenia. Swój dobowy rytm, który porządkuje ich czas. Czas dla nich płynie wielokrotnie szybciej. Potrzebują go więcej na przemyślenia, przygotowania do różnych czynności. Nie lubią być zaskakiwani.

Ich bleblanie jest urocze. Wszystko odnoszą do tych chwil, kiedy było dobrze. Młodość mieli najlepszą pod słońcem i z łatwością wskazują jej pozytywy. Wolą przeszłość, bo teraźniejszość jest trudna, bolesna, zaskakująca, nieznana.

Bleblanie starszych ludzi jest Ok. Wystarczy cierpliwie odpowiadać na pytania, rozmawiać, tłumaczyć pewne sprawy. W zamian można poznać historie, o których nie przeczyta się w żadnej książce.

Ludzie starsi, tak jak każdy człowiek, chcą być zauważani, doceniani, być w centrum uwagi, zainteresowania. Tylko im wolno bleblać, bo to nie jest pustosłowie.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Trzy poziomy jedno życie


foto: Zofia Cendrowska



Fantastyka uwiodła mnie, gdy miałam naście lat. Zaczytywałam się książkami Ericha von Danikena. Wciągnęła mnie jego koncepcja wpływu istot pozaziemskich na życie ludzi. Podejrzewałam, że wiele budowli i znalezisk, pochodzących z dawnych epok, wykonali i zostawili dla nas (dla mnie) ludzie z Kosmosu. No bo jak niby powstały takie cuda i cudeńka i kto je stworzył?

Fascynowały mnie zagadki Trójkąta Bermudzkiego – zagadkowe, dziwne zniknięcia statków, samolotów na akwenie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Karaibami i Bermudami. Zgłębiałam tajemnice życia i śmierci pochłaniając opowieści osób, które doświadczyły śmierci klinicznej i potem zdawały niezwykłe relacje z tego, co jest po tamtej stronie.

Atlantyda … Ileż to słowo, będące nazwą lądu czy wyspy, której nikt nigdy nie widział, budzi uczuć szczęścia i błogości, wiary w bajeczną, ale jakże piękną przeszłość … i przyszłość. Atlanci mieli tak wysoko rozwiniętą cywilizację, że przed zanurzeniem się okryli swoją ojczyznę nieprzeniknioną kopułą i żyją i rozwijają się dalej – właśnie w okolicach Bermudów.

Wszystko to wiąże się z istnieniem, przetrwaniem, duchowością i pomaga zrozumieć sens życia. Mi pomogło.

Każdy był dzieckiem, co niektórzy stali się dorośli. Niektórzy z tych, co stali się dorośli zostali rodzicami. Każdy jakiś rodziców miał. Z pewnością każdy był dzieckiem. Uwielbiam teorię Eric'a Berne, w której zakłada, że każdy człowiek w codziennym funkcjonowaniu potrafi przyjmować trzy stany Ja: Ja-Dziecko, Ja-Dorosły, Ja-Rodzic. Charakteryzują one określone zachowania, zawierające stany emocjonalne, przekonania, sposoby działania i komunikowania się. Wynikają z naszych dotychczasowych doświadczeń i przyzwyczajeń.

Każdy widział kiedyś zbuntowane dziecko i z łatwością potrafi sobie wyobrazić, jak na takie zachowanie może zareagować rodzic. Stan Rodzic wynika z naszej nauki, obserwacji własnych rodziców. Kto, jak nie rodzic ustala co wolno, a czego nie wolno. Kto uczy nas norm i zasad. I nie ważne, czy zasady te są aktualne i racjonalne. W moim domu na przykład nie spóźnialiśmy się. Kiedy na kogoś czekam, włącza mi się stan Rodzic i mam ochotę wygłaszać uwagi typu:
Wiadomo, że są korki. Trzeba to przewidzieć. Należało wyjść wcześniej na spotkanie, itd. 
Tak postępuje Rodzic Krytyczny. Jest też stan Rodzic Opiekuńczy, który troszczy się o swoje dzieci, wspiera je, doradza w przyjazny sposób i motywuje. 
– Na pewno ci się uda, spróbuj zrobić to jeszcze raz, może spróbuj inaczej.
foto: Zofia Cendrowska

Dziecko jest przede wszystkim nośnikiem emocji. Negatywny stosunek do innych ludzi mają: Dziecko Zbuntowane i Dziecko Uległe. To stan, w którym nie ma w nas zgody nawet na obiektywne ograniczenia. Trudno nam się na coś zdecydować, podjąć decyzję. Kiedy się buntuję, komunikuję światu – nie chcę, nie lubię, nie będę tego robić, a już na pewno nie będę słuchać tego, co do mnie mówicie. Dzieci jeszcze tupią nóżkami. Uległość jest najczęściej reakcją na krytykę – dziecko patrzy w podłogę i nie mówi nic. Może odczuwać wstyd albo gniew. Uległość oznacza, że dziecko „posłusznie” wykonuje polecenia. Nie widzieliście współpracowników, którzy tak postępują, gdy mają dość wygórowanych żądań przełożonych albo współpracowników?

Spontan kocham ponad wszystko. Stan Dziecko Spontaniczne pojawi się zawsze, kiedy chcę się bawić. Autentycznie, radośnie, twórczo i z ciekawością świata. To stan, w którym nie ma miejsca na lęk. Nie ma obaw przed zadawaniem pytań. Wszystkie pytania są mądre, twórcze. Uczucia przyjemne i przykre i wszystkie pragnienia wyrażane są swobodnie. To stan, w którym najczęściej jestem podczas podróży, kiedy znów staję się archeologiem, odkrywcą i marzycielem "z tamtych lat".

Dorosły to stan rzeczowy. Ważne są fakty, pytania, odpowiedzi, zadanie, a nie emocje. W stanie Rodzic pełno jest norm i zasad, Dorosły opiera swoje sądy na obserwacji i weryfikacji. Nuda. 
– Czy dobrze rozumiem, że spóźniłeś się na spotkanie, bo utknąłeś w korku? Wydaje mi się, że można to przewiedzieć i przygotować plan podróży. Porozmawiajmy, jak to rozwiązać.

Ja Rodzic, opiekuńczy, służę radą. Daję pomoc i troskę. Jestem mądrym przewodnikiem i z łatwością organizuję zabawę i przekazuję wiedzę. Ach, kto nie lubi się przechwalać ...Tylko, jak długo można takiego Rodzica znosić?

Ja Rodzic narzekam czasem na dzieci, na rząd, na politykę, na szefów, na koleżanki. Dwóch takich Rodziców w kolejce do lekarza i mamy "kabaret".

Ja Dziecko – może być różnie – albo się świetnie bawimy, albo zabieramy swoje zabawki i idziemy na inne podwórko, posypując piaskiem tych, co „nie chcieli się bawić,” tak jak chciałam.

Wiedza o trzech podstawowych stanach pozwala świadomie wchodzić w relacje z innymi i rozpoznawać, jakie stany komunikują się ze sobą. Warto umieć nie tylko w sobie dostrzegać Dziecko, Rodzica i Dorosłego. Wszystkie nasze doświadczenia wpływają na to kim jesteśmy, jak myślimy i jak komunikujemy się z innymi.

Janusz Korczak zachęcał:
 – „Bądź sobą – szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków”.