czwartek, 16 lipca 2015

See No Evil, Hear No Evil, Speak No Evil

Uwielbiam Naturę. Może dlatego złoszczę się, oglądając reklamy wyrafinowanych sztuczności, które mają poprawić samopoczucie.

Nie rozumiem tych osób, które jadą na wakacje do wypasionego hotelu, pławią się w luksusach i nie wychylają nosa zza wysokich murów, by nie spotkać tubylca. A nóż będzie głodny, brudny, potrzebujący?

Natura, to nie ucieczka od świata i poczucie pustki. Chociaż pustelnia ukryta w jakiejś głuszy może nam się tak kojarzyć. Wybieram Naturę, bo mam takie pragnienie swoistej samotności. Potrzebuję miejsca i czasu, aby pobyć sama ze sobą. Odkryć kim jestem i dokąd zmierzam?

W mojej głowie kłębią się różne pomysły. Myśli gdzieś gonią, wychodzą naprzód, coś planują, analizują przeszłość. 

Ale kiedy już pochłonie mnie Natura, z łatwością włączam guzik „wyciszenie”. Zaczynam oddychać pełną piersią i z przyjemnością kontempluję świat.

Cudownie jest tak zauważać każdy szczegół otoczenia, usłyszeć śpiew ptaków, szelest liści, melodie cykad, poczuć rozgrzane słońcem powietrze i wszystkie te zapachy niesione z wiatrem.



Pamiętam, jakie niesamowite wrażenie zrobiła na mnie pierwsza podróż samolotem. Umysł podpowiadał mi różne nieprzyjemne myśli. Próbował podsuwać jakieś dane techniczne – wagę samolotu, materiał, z jakiego jest zbudowany. Wzrastał we mnie niepokój. Kiedy usłyszałam pełną moc silników i zobaczyłam, jak odrywamy się od ziemi poczułam emocje w brzuchu. Nie mogłam odczytać czy to strach, czy radość. Nieśmiało zerkałam przez okno. Zachwyt, jaki sprawiły mi widoki chmur i widok przebijającej się przez nie od czasu do czasu ziemi, był odwrotnie proporcjonalny do lęku, związanego z pomysłem, że coś złego może się stać.

Wiele radości czerpię z obrazów, które noszę w swojej pamięci. Są barwniejsze, bardziej wyraźne niż fotografie. Z łatwością potrafię przenieść się w miejsca, w których byłam. Powracają emocje, dźwięki, zapachy, nawet czuję ciepło słońca, czy bryzę od morza. Tak mam od zawsze. Kiedyś mi to przeszkadzało. Myślałam, że to jakaś nadwrażliwość. Dziś, gdy za kursy nabywania umiejętności uważności trzeba płacić krocie, czuję się wygrana.

Lubię swoją wrażliwość, chociaż wiąże się z ciągłym rozwiązywaniem dylematów. Przecież każdy zauważony szczegół jest, skromnie nazywając ten proces, rozpamiętywany i analizowany. Wrażliwość odnosi się zarówno do mnie, jak i do innych. Wrażliwość zwiększa szansę na cierpienie i doznawanie przykrych emocji, ale też i całej gamy pozytywnych.

Trudno wyobrazić mi sobie siebie jako osobę pozbawioną wrażliwości. Chociaż uważam, że taki „typ” bardziej pasuje do wymagań współczesnego życia. Jak małpki w japońskim przysłowiu, wyrażone za pomocą rzeźby lub obrazu. Przedstawiają Mizaru, która zasłaniając oczy, nie widzi zła. Kikazaru, która obejmując uszy, nie słyszy nic złego i Kwazaru, która zakrywając swoje usta, nie mówi nic złego. Jednym zdaniem - Nic złego nie widzę, nic złego nie słyszę, nie mówię o niczym złym.

Wrażliwy - niewrażliwy. A przecież świat jest bogatszy o inne rozwiązania. Weźmy taką najprostszą reakcję na stres. Bodziec wywołuje reakcję. Reakcja ma dwie fazy. Pierwsza faza to uruchomienie czujności – „O! Coś się dzieje!” Druga faza to rozpoznanie bodźca i sklasyfikowanie go jako przyjazny lub wrogi. „Zostaję – wszystko jest Ok.” „Walczę – mam zasoby”. „Biorę nogi za pas – nie mam szans”. Tak właśnie działa fantastyczny mechanizm, który przez miliony lat wspiera ewolucję Człowieka.

Każdy z nas ma taki mechanizm. Kiedy ten mechanizm uruchamia się w sytuacji realnego zagrożenia, np. przed podróżą samolotem, przeżywany lęk jest racjonalny. Problem zaczyna się, gdy taki lęk pojawia się „znikąd” – nie ma żadnego zagrożenia na zewnątrz. Jest za to nadmierny stres, przemęczenie, strach wywołany przeżytymi, konfliktami, kłopotami, itp. Wytchnienie można znaleźć w Naturze. 
Fotografie z podróży do Indii i Izraela


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz