czwartek, 9 lipca 2015

Za wysokie progi na Twoje nogi





Za wysokie progi na Twoje nogi – czyżby? Są zjawiska, które nie są tymi, które udają lub naśladują.

Czasem mam wrażenie, że przenoszę się daleko w komunistyczną przeszłość. Dzieje się tak za sprawą charakterystycznych komunikatów – nie wychylaj się, nie próbuj tego robić, bo i tak Ci nie wyjdzie i w ogóle udowodnię Ci, że Twoje pomysły są kiepskimi pomysłami… nie ryzykuj.

Czasem, rzekłabym nawet – coraz częściej – zdarza się tak, że w jakiejś społeczności wyróżnia się uprzywilejowana grupa. To jej członkowie narzucają innym – „nieuprzywilejowanym” standardy i metody działania, postrzegania rzeczywistości i myślenia o problemach. Tworzą swoiste pseudo-prawa, które pozwalają utrzymać, czy wręcz zalegalizować utworzony pseudo-porządek.

Grupa ta posiada jakieś insygnia, atrybuty, gadżety władzy i specyficzny język. Jest on nie tyle elitarny, co wyrafinowany w taki sposób, żeby demaskować „prostactwo” przedstawicieli grupy podporządkowanej.

Atrybuty władzy i specyficzny język odróżnia uprzywilejowaną grupę, czyli elitę od „zwykłych” obywateli, którzy tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, że są ofiarami swoistej przemocy. „Zwykli” uważają, że to, w czym uczestniczą, żyjąc w takiej społeczności, to naturalny porządek świata. Uważają, że osoby, które dysponują większym kapitałem symboli i gadżetów są po prostu lepsze od reszty świata. Taki specyficzny rodzaj "wyuczonej bezradności".

Czyż nie jest tak, że ktoś, kto jest aktualnie na świeczniku, wcale nie musi być lepszą osobą od przeciętnej pani Kowalskiej, czy pani Nowak?

Każdego dnia jesteśmy bombardowani informacjami, że coś nam się nie uda, nie mamy ku temu odpowiednich środków, wykształcenia, atrybutów, nie możemy awansować, nie możemy tam pracować, że inni – oni – są po prostu od nas lepsi, młodsi, ładniejsi. Nasze miejsce jest tu, a ich – onych – tam. Ależ, to zwykła przemoc, tyle tylko, że nie zostawia widocznych śladów na ciele.W duszy tak.

Pierre Bourdieu, francuski socjolog, antropolog i filozof, twórca teorii przemocy symbolicznej, w pracy „Reprodukcja” wyjaśnił, że przemoc pojawia się „gdy grupy dominujące wytwarzają takie systemy znaczeń, w których rzeczywisty układ sił, będący podstawą ich dominacji, jest szczelnie ukryty pod pozorem sprawiedliwego ładu i dzięki temu powszechnie odbierany jako prawomocny”.

Sztandarowym przykładem takiej przemocy jest dominacja mężczyzn nad kobietami w społeczeństwie patriarchalnym. W rodzinie dominującą pozycję zajmuje mężczyzna. Obie płcie myśląc o sobie nawzajem przypisują sobie pewne „naturalne” zdolności lub ich brak. Wiecie, chodzi o to, że kobiety mają być bardziej czułe, delikatne, opiekuńcze, ale również niezdolne do myślenia nazbyt abstrakcyjnego czy przywództwa. Odwrotność tych cech ma charakteryzować „z natury” mężczyznę.

Kobieta, odgrywając taką pseudo-naturalną rolę, sama się wyklucza z pewnych form aktywności, na przykład odstępuje stanowisko kierownicze mężczyźnie, jako przywódcy z urodzenia. Myśląc o swej pozycji i o relacjach z mężczyznami nie jest w stanie wyjść poza schemat myślenia, który czyni kobietę podporządkowaną.

Kobieta nie burzy się, gdyż uważa, że męska dominacja jest naturalna. Przyjmie z jego ust każde polecenie i rozkaz. Siła przemocy symbolicznej polega na tym, że choć osoba podporządkowana postrzega, że w relacji z innymi jest zdominowana, to jednak przyjmuje to za rzecz naturalną.

Działa zgodnie z mechanizmem psychologicznym, który sprawia, że osoba poniżona najczęściej odreagowuje poprzez autodeprecjację, a nie – zwrócenie się przeciwko poniżającemu.

Teoria stygmatyzacji też wyjaśnia to zjawisko - osoba trwale naznaczona jako dewiant, nawet fałszywie, z czasem wykształca w sobie cechy, które otoczenie jej przypisuje. Tłumaczy to nie tylko zachowania kobiet, ale też liczne przypadki rozsądnych, początkowo "dobrych" pracowników, którzy po długotrwałym wmawianiu im np. nerwicy stali się podręcznikowymi przykładami neurasteników, histeryków itd.


Reakcją na przemoc nie może być bierność ani „wewnętrzna emigracja”, lecz przeciwnie – aktywność i współdziałanie. Ratunkiem mogą być grupy ludzi dobrej woli. Ludzi kultywujących „nieużywane” cechy i wartości uniwersalne: szacunek, uczciwość, odpowiedzialność, (…). Ludzi nastawionych na propagowanie cnót, czyli trwałych dyspozycji do dokonywania dobrych wyborów.
Ponieważ przemoc symboliczna jest tym skuteczniejsza, im bardziej jest ukryta, priorytetem w walce z nią musi być jej ujawnianie i piętnowanie. I do tego potrzebni są ludzie, którzy wszelkim "pseudo" mówią dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz