środa, 9 marca 2016

Dla dobra innych









Zazwyczaj chcemy, by ludzie się zmienili. Na tę okoliczność mamy dla tych ludzi pełno rad. Mamy też spory zasób teorii i "prawd" uzasadniających nasze chęci. Zazwyczaj robimy wszystko dla dobra innych:

- Nie rób tak, bo się zmęczysz i niczego nie osiągniesz
- Nie idź tą drogą, bo ona donikąd nie prowadzi
- Nie spotykaj się z tymi ludźmi, bo oni Ci tylko w głowie mieszają

Życie codzienne ciągle czymś nas zaskakuje. Świat zmienia się dynamicznie. Wszystko to sprawia, że musimy eksperymentować i robić rzeczy nowe, wykonywać zadania nieznane nam dotychczas. Każdy w swoim tempie dojrzewa do zmian. W każdym środowisku, a ja mam na myśli środowisko zawodowe, znajdują się ludzie mniej lub bardziej niezadowoleni. Każde środowisko zawodowe – grupa ludzi tworząca zespół – ma potencjał, by się rozwijać. Jedni wszelkimi sposobami starają się wywrzeć wpływ na innych, „zarazić ich” ideą i przekonać do zmiany. Inni pełnią funkcję hamulcowych, czyli tych którzy przejmują część lub całość energii zespołu i rozpraszają ją, a to zatrzymuje rozwój.

Zmiany w dzisiejszych czasach są nieuniknione. Dylematy powstają wówczas, gdy nie wiemy jak je przeprowadzić? Przewrotnie powiem tak: "to zależy…. ".
 
Po pierwsze: zrozumieć problem. Kamień rzucony, spadając na ziemię, ma do „wyboru” wiele możliwych dróg – jednak wybiera tę, którą nakazuje mu prawo fizyki. Kamień nie może poruszać się wbrew fundamentalnie rozumianej logice. A człowiek może sobie powiedzieć, że białe to czarne i na takiej regule budować swoje postępowanie. Co ważne, z taką „logiką” może nawet lepiej żyć w tym świecie. 
- To jest czarne? No i co z tego. Od dziś będzie białe. 
I ma z tego mnóstwo niezmąconej radości. Człowiek jest niestrudzonym producentem nielogicznych rozwiązań, uzasadnień, usprawiedliwień. 
 
Po drugie: nazwać problem. Problem w relacjach ludzi, nigdy nie leży po jednej ze stron. Każde zachowanie może podlegać wzmocnieniom i im częściej występuje, tym trudniej jest się go oduczyć. Wszyscy mamy na siebie wpływ. Kiedy jesteśmy rozgniewani, myślimy tylko o źródle naszego gniewu: o osobie albo zdarzeniu, które go wywołało. Nie myślimy o uczuciu złości w nas. Myślimy: to przez niego, przez nią, przez rząd, światła na skrzyżowaniu, cokolwiek. Nie jesteśmy świadomi, co się dzieje w nas. Jest taka buddyjska przypowieść o potworze, który pożerał złość. 
Pożeracz złości przybył do pałacu pod nieobecność cesarza. Był brzydki, straszny, odrażający, dlatego ludzie trzymali się od niego z daleka. Dzięki temu, potwór swobodnie poruszał się po pałacu cesarza, a nawet śmiał rozsiąść się na cesarskim tronie. Widząc to, strażnicy ostro zareagowali, nakazując potworowi natychmiast wynieść się z cesarskiego pałacu. To rozgniewało potwora, karmił się złością strażników i stawał się coraz brzydszy, bardziej przerażający i obrzydliwy. W strażnikach rosło przerażenie, co przejawiało się większą agresją wobec potwora. Problem rozwiązała mądra cesarzowa, nieoczekiwanie wchodząc do sali tronowej i proponując potworowi gościnę - „Witaj, potworze. Dziękuję za wizytę. Czy chciałbyś się napić herbaty? Gdy i strażnicy zaczęli dogadzać potworowi, zamiast próbować go przegonić, ten zaczął się kurczyć.
Wystarczyło kilka życzliwych gestów, żeby potwór zniknął zupełnie. Problemem często nie są sprawy, zadania tylko kłębiące się w ludziach emocje.
Po trzecie: znaleźć rozwiązanie. I to paradoksalnie jest najłatwiejsze. Wystarczy chcieć, wiedzieć, ufać i działać. Znam mnóstwo gotowych rozwiązań. No i co z tego? Ludzie robią to, co chcą, co lubią i mają swoje wizje. Poza tym coś, co wygląda jak problem tkwiący w człowieku, często jest problemem tkwiącym w sytuacji. Aby zmienić czyjeś zachowanie, trzeba zmienić sytuację, w jakiej ten ktoś się znajduje. Tę zewnętrzną, ale często i tę wewnętrzną: racjonalną i emocjonalną. Wiadomo, że jak długo nie odczuwamy intensywnych emocji, tak długo możemy podejmować racjonalne decyzje. Gdy jednak ogarnie nas silne podekscytowanie, namiętność, strach, gniew czy inne uczucie - racjonalne argumenty tracą wszelką moc sprawczą. Liczy się tylko to, czego chcą emocje. 
Inspirację przypowieści znalazłam na portalu: SASANA.PL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz